[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Maguire otworzył drzwi i umknął do ogrodu. Zjawa pospieszyła za nim,
wyciągając ręce. Usłyszał jej głos.
- Maguire...
Wymieniła jego nazwisko, tak cicho, że może mu się tylko zdawało. Ale nie,
odezwała się ponownie.
- Poznajesz mnie, Maguire? - zapytała. Jasne, że rozpoznał. Nawet te martwe,
rozfalowane rysy nie mogły ukryć przed nim Ronnie'ego Glassa.
- Glass - odpowiedział.
- Tak - potwierdziła zjawa.
- Nie chcę... - zaczął Maguire, ale zaraz urwał. Czego właściwie nie chciał? Na
pewno nie chciał rozmawiać z tym upiorem. Nie chciał też uwierzyć w jego
istnienie. Ale najbardziej nie chciał umierać.
- Nie chcę umierać.
- Umrzesz - oznajmiła zjawa.
81
Maguire poczuł gwałtowny podmuch - płachta skoczyła ku jego twarzy, a
może to tylko wiatr cisnął weń tego bezcielesnego potwora.
Jakkolwiek to się stało, uścisk zjawy cuchnął eterem, lizolem i śmiercią.
Płócienne ramiona zaciskały się, a twarz z rozdziawionymi ustami napierała,
jakby chciała go pocałować.
Maguire odruchowo splótł ręce na grzbiecie napastnika. Dłonie odkryły
dziurę w całunie, dzieło psów. Zacisnął palce na krawędziach tej szpary i
szarpnął. Z zadowoleniem słuchał trzasku dartego płótna. Niedzwiedzi uścisk
zelżał. Całun wyrwał się z rąk Maguire'a, a rozmyte usta otwarły się w niemym
krzyku.
Ronnie poczuł potworny ból: a już myślał, że się od niego uwolnił, jak od ciała
i kości. I oto ból - straszliwy ból - znów mu towarzyszył.
Odleciał od swego oprawcy, krzycząc najgłośniej, jak potrafił. Maguire z
oczyma rozszerzonymi ze strachu pobiegł chwiejnie przez trawnik. Był bliski
obłędu, jego umysł musiał już trafić szlag. Ale to nie wystarczyło. Ronnie musi
zabić tego sukinsyna: dotrzymać danej sobie obietnicy.
Ból nie malał, ale Ronnie spróbował go zignorować: całą energię włożył w
pogoń za Maguire'em, biegnącym przez trawnik w kierunku domu. Taki był
słaby: niemal ulegał wiatrowi, przenikającemu przez całun i igrającemu
strzępami jego ciała. Wyglądał jak sztandar, poszarpany w bitewnym ogniu,
zbrukany tak, że trudno było go rozpoznać, bliski rezygnacji.
Tyle że, tyle że... był jeszcze Maguire.
Maguire wpadł do domu i zatrzasnął drzwi. Prześcieradło przywarło do okna,
łopocząc idiotycznie i drapiąc szkło płóciennymi palcami. Zamazująca się twarz
łaknęła zemsty.
- Wpuść mnie - domagała się. - Dostanę się do środka. Maguire wycofał się do
hallu.
- Raquel...
"Gdzie ta kobieta?"
- Raquel?... Raquel...
W kuchni jej nie było. Z pokoiku dobiegał śpiew Trący. Zajrzał tam.
Dziewczynka była sama. Siedziała ze słuchawkami na uszach na środku podłogi i
wtórowała jakiejś ulubionej piosence.
- Mama? - pokazał na migi.
- Na górze - odpowiedziała, nie zdejmując słuchawek.
Na górze. Wspinając się po schodach, słyszał, że w ogrodzie szczekają psy. Co
robi ta zjawa? Co ten skurwysyn robi?
- Raquel - zawołał tak cicho, że ledwie sam siebie słyszał. Jak gdyby on
również stał się duchem.
Na piętrze panowała cisza.
Wpadł do wyłożonej brązowymi kafelkami łazienki i zapalił światło. Lubił
przeglądać się w jego blasku. Miękka poświata łagodziła starcze rysy. Tym razem
jednak nie była w stanie tego zrobić. Zobaczył twarz starego, zaszczutego
człowieka.
Dopadł do bielizniarki i pogrzebał pomiędzy ciepłymi ręcznikami. Jest!
Pistolet, czekający na taką okazję. Do ust napłynęła mu ślina. Wyciągnął broń,
82
sprawdził. Wszystko grało. Kiedyś już załatwił z niej Glassa i zrobi to ponownie. I
jeszcze raz. I jeszcze.
Otworzył drzwi sypialni.
- Raquel...
Siedziała na skraju łóżka, oplatając nogami Nortona. Oboje byli jeszcze
ubrani, ale jedna z bujnych piersi Raquel, wyzwolona z biustonosza, przywierała
ciasno do zachłannych ust mężczyzny. Kobieta podniosła wzrok, jak zwykle,
durna, nie pojmując, co narobiła.
Niewiele myśląc, strzelił.
Przyjęła kulę z otwartymi ustami, nienasycona. Pocisk wychodząc wywalił w
jej karku pokaznÄ… dziurÄ™.
Norton przerwał - nie był wszak nekrofilem - i skoczył do okna. Nie wiadomo,
co zamierzał zrobić. Ucieczka była niemożliwa.
Następna kula wbiła się w środek jego pleców i przeszła na wylot, dziurawiąc
szybÄ™.
Dopiero wtedy, kiedy jej kochanek już nie żył, Raquel zwaliła się na łóżko;
pierś plasnęła, nogi rozchyliły się szeroko. Maguire przyglądał się jej upadkowi.
Opuścił pistolet.
Psy już nie szczekały.
Wymknął się na korytarz, zamykając cicho drzwi, żeby nie przeszkadzać
dziecku. Stanąwszy u szczytu schodów, zobaczył ujmującą twarzyczkę
obserwującej go z dołu córki.
- Tatusiu.
Przyjrzał się jej, zaintrygowany.
- Ktoś był pod drzwiami. Widziałam przez szybę. Schodził niepewnie po
schodach, stopień po stopniu. "Tylko powoli" - pomyślał.
- Otworzyłam drzwi, ale już nikogo nie było. "Wall. To musiał być Wall. On
będzie wiedział, co trzeba zrobić."
- Czy to był wysoki mężczyzna?
- Nie widziałam go wyraznie, tatusiu. Tylko jego twarz. Był nawet bledszy od
ciebie.
"Drzwi. O Jezu, drzwi! Jeżeli zostawiła otwarte... za pózno."
Twarz mężczyzny, który wszedł do hallu, wykrzywiła się w uśmiechu.
Maguire w całym swoim życiu nie widział nic potworniejszego.
To nie był Wall.
Wall był pełnokrwistym mężczyzną - przybysz przypominał szmacianą lalkę.
Wall był ponurakiem - ten się uśmiechał. Wall był uosobieniem życia, prawa i
porządku. Ten stwór nie.
Oczywiście, Glass.
Maguire potrząsnął głową. Dziewczynka, nie widząc sylwetki falującej w
powietrzu za jej plecami, zle zrozumiała ten gest.
- Zrobiłam coś nie tak?
Ronnie wyminął ją, szybując w górę schodów; bardziej cień niż człowiek.
Wlókł za sobą strzępy płótna. Maguire nie miał już ani czasu, ani siły, by stawiać
opór. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć i Ronnie wepchnął w nie jedyną już
teraz rękę, skręconą w płócienny sznur, sięgając do krtani. Maguire zaczął się
83
krztusić, ale mściciel sięgał coraz dalej, poza opierającą się nagłośnię, przedzierał
się przez przełyk, w kierunku żołądka. Maguire czuł to, czuł się wypchany jak po
przejedzeniu, tyle, że to, co trafiło w głąb jego ciała, wiło się, kalecząc ścianki
żołądka i rozpychając go płótnem. Wszystko toczyło się tak szybko, że nawet nie
zdążył się udusić. O tym, choć było to okropne, mógł jedynie marzyć. Poczuł
natomiast, jak ręka Ronnie'ego skręca się w jego brzuchu, wciskając się głębiej,
by lepiej uchwycić jego okrężnicę, zacisnąć się na dwunastnicy. A kiedy już [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl