[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawie od urodzenia...
- Może któryś z namiestników w czasie rozbiorów był Węgrem? - zasugerowałem.
- To nic nie da - zaprotestowała Kasia. - Musimy przeczytać wspomnienia
Rychnowskiego. Może tam trafimy na ślad jakiegoś jego przyjaciela noszącego węgierskie
nazwisko. Pamiętacie ostatnią część hasła:  W książkach szukajcie wskazówki ?
Prawdopodobnie z ich treści można wysnuć jakąś dodatkową informację.
- Tak, ale inżynier wydał ich kilka; nie wiemy, o którą chodzi... - mruknąłem...
- Trzeba się tym zająć - polecił szef. - Wracamy do biblioteki przeczytać to wszystko
raz jeszcze... Jakie książki Rychnowskiego macie? - zwrócił się do Stasi.
Wymieniła kilka tytułów.
- Wobec tego wy sprawdzicie tamte - zadysponował. - A my pozostałe...
Ruszyliśmy do biblioteki. O osiemnastej poddałem się. Od długotrwałego czytania
rozbolała mnie głowa. Pan Samochodzik kazał mi wracać do naszej kwatery i łyknąć jakiś
proszek.
Zmierzchało się. Przyspieszyłem kroku. Oświetlenie wąskich lwowskich uliczek było
raczej symboliczne. Wiele latarni nie świeciło w ogóle. Zapikał mi w kieszeni telefon
komórkowy. SMS od Kasi.
- Przyjdz jak najszybciej na rynek. Posąg Diany - odczytałem.
Ruszyłem ostrym krokiem i po kilku minutach byłem na miejscu.
Czekała na mnie koło posągu.
- Co się stało? - zapytałem.
- Kapitan lezie za Stasią - wyjaśniła. - Zobacz - podała mi małą lornetkę.
- Znowu go wypuścili!? - wściekłem się.
Spojrzałem. Jej kuzynka wychodziła właśnie z jednego ze sklepów. Z bramy
kilkadziesiąt metrów za nią wyślizgnął się cień.
- Faktycznie - mruknąłem - Chyba pójdziemy za nim.
- Właśnie - kiwnęła głową. - Jak zauważyłyśmy, że za nami lezie, wykołowałam go i
przeszłyśmy do kontrataku. Same byśmy się z nimi policzyły, ale zawsze miło mieć
ubezpieczenie - uśmiechnęła się do mnie.
Starsza z dziewcząt ruszyła w stronę dzielnicy ormiańskiej. Podążaliśmy jej tropem
nie spuszczając kapitana z oka. Zachowywał się pewnie, nawet nie przypuszczał, że jest
śledzony... Co nim kierowało? Arogancja. A może głupota? Szliśmy uparcie za nimi.
Zauważyłem, że zaczął zmniejszać dystans dzielący go od dziewczyny. Czyżby zamierzał
zaatakować? My także przyspieszyliśmy kroku. Stasia obejrzała się i udała, że dopiero w tej
chwili go zauważyła. Ruszyła drobnym truchtem. Szedł zupełnie jawnie, nie spieszył się,
najwyrazniej był gotów w razie czego rzucić się za nią biegiem. Na razie wykorzystywał
psychologiczną przewagę, jaką zawsze myśliwy ma nad swoją ofiarą... Ani razu się nie
obejrzał. Stasia w udawanej panice skręciła w bramę.
- Z tego podwórka nie ma wyjścia - szepnęła Kasia. - Jeśli Sidorow zna miasto, to o
tym wie...
Kapitan wszedł w ślad za dziewczyną do kamienicy. Puściliśmy się biegiem i szybko
byliśmy na miejscu. Wpadliśmy w bramę. Stasia stała pod ścianą. Agent zbliżał się do niej.
Usłyszał nas, ale już było za pózno.
- Dobranoc, robaczku - mruknąłem waląc go kantem dłoni w skroń.
Zwalił się jak podcięty na kamienne płytki podłogi.
- No i mamy go - powiedziała Kasia.
- Sprawdzmy, czy nie znajdziemy w jego kieszeniach czegoÅ›, co nas zainteresuje -
zasugerowała Stasia.
Obszukaliśmy przeciwnika szybko i sprawnie. Dochodził już do siebie, więc skułem
mu kajdankami ręce na plecach.
- Telefon Nokia... Nie wiedziałem, że na Białorusi macie telefony komórkowe -
pozwoliłem sobie okazać zdumienie.
Popatrzył na mnie ponuro, ale nic nie odpowiedział.
- Pistolet beretta - zaraportowała Kasia.
- Ciekawe, czy nostryfikował tu na Ukrainie swoje pozwolenie na broń? - zamyśliłem
siÄ™.
W wewnętrznej kieszeni kurtki miał strzelający długopis oraz portfel. Przeglądałem
go.
- Niezle sobie żyją białoruscy szpiedzy - mruknąłem widząc pokazną kolekcję kart
kredytowych.
- Policzymy siÄ™ za to - warknÄ…Å‚.
W drugiej przegródce znajdowało się trochę banknotów o wysokich nominałach, a
pomiędzy nimi kartka z jakimiś notatkami. Przeczytałem ją i lekko uniosłem brwi.
- Co robimy z tym ptaszkiem? - zamyśliłem się. - Przekazanie miejscowemu
kontrwywiadowi nie dało rezultatu...
- Mój dziadek mawiał, że jeśli się chce, żeby robota była wykonana prawidłowo, to
należy ją samemu wykonać... - westchnęła Stasia wyciągając zza cholewki kozaczka nóż...
- Ten miły człowiek powiedział kiedyś, że w kontaktach z innymi nacjami należy
dostosowywać się do ich poziomu kultury, inaczej powstają dysonanse - rozważałem. -
Ciekawe, czy na Białorusi stosuje się jeszcze skalpowanie...
- Dogadajmy się - zaproponował jeniec.
Spojrzałem na niego uważnie.
- A co proponujesz?
- Wy mnie puścicie, a ja powiem wam, jakie materiały Krawczuk ma na was.
- Chyba się domyślam, dlaczego cię puścił - powiedziałem. - Przekazałeś mu nasze
teczki? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl