[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się, że nie potrafisz przeżyć tygodnia bez zegarka,
kalendarza, wykazu czy tabeli.
- Poczekaj tylko. Nie chcesz usłyszeć, co ty będziesz
musiała zrobić? Możesz wtedy nie być już taką
entuzjastkÄ….
- Co masz na myÅ›li? - przyjrzaÅ‚a mu siÄ™ podej­
rzliwie.
- %7łeby wygrać zakład, musisz odpowiadać  nie"
na wszystkie prośby, nieważne jakie - przez tydzień.
- Wszystkie prośby, nieważne jakie? Cóż to u licha
znaczy? - Callie przygryzła wargę.
- Dokładnie to, co słyszysz. Kiedy Suzie Jak-
jej-tam zadzwoni z jakimÅ› nowym szkolnym projektem,
musisz powiedzieć  nie". Kiedy zadzwoni Valerie,
desperacko poszukujÄ…ca opiekunki dla kochanego
Dann'ego odpowiedz ma brzmieć  nie".
- To wszystko? - uÅ›miechnęła siÄ™ szeroko. - Krom­
ka z masłem. Po prostu wezwę Teda i każę mu
ponownie odciąć telefon.
- Po moim trupie.
- Prędzej jego - przekrzywiła głowę.
Callie zdumiała się. Od lat nie widziała go tak
swobodnego. Ogarnęło ją cudowne uczucie. Czyżby
to ona tak na niego działała? Czy to możliwe?
- Mam nadzieję - ciągnął Julian - że po tym
tygodniu odkryjesz, jak bardzo ostatnio siÄ™ przemÄ™­
czałaś - zanim zdążyła coś wtrącić, dodał: - Jeżeli
wygrasz, pomogę ci wypełnić dwa ostatnie życzenia
Maudie bez wtrÄ…cania siÄ™ i narzekania.
- Naprawdę? - rozpromieniła się. - To mi się
podoba. A jeśli przegram?
- Na odwrót. Zrobimy to po mojemu.
- Bez wtrącania się i narzekania - dokończyła za
niego. I, skoro jego przegrana byÅ‚a praktycznie nieunik­
niona, pozwoliła sobie na zadowolony uśmieszek.
- Nie wierzysz, żebym zdołał się obejść bez moich
schematów, prawda?
- Nigdy w życiu.
- No cóż, zobaczymy - odpiął z przegubu zegarek
i wręczył go Callie, - Proszę. Choć bardzo szybko
zwrócisz mi go. Nie wytrzymasz nawet siedmiu minut
bez pomagania innym, nie mówiąc już o siedmiu
dniach.
Wykrzywiła się do niego.
- A ty mniej więcej tyle wytrwasz bez swych
bezcennych wykazów.
- A zatem zakład stoi? - widząc jej potakujące
skinienie, przytuliÅ‚ jÄ… do siebie. - Może przypieczÄ™tu­
jemy go pocałunkiem?
Następnego ranka Julian dołączył do Callie przy
śniadaniu.
- Jest coś nowego - oznajmił bez żadnych wstępów
i z ponurą miną nalał sobie kawy. Następnie, ku
radości Callie, podniósł ją z krzesła i sam je zajął,
sadzajÄ…c dziewczynÄ™ na kolanach.
- Nie będziesz tym zachwycona - ciągnął. Ton
jego głosu zaniepokoił ją. Był poważny, niesłychanie
poważny i szorstki.
- Co się stało? - dopytywała się niecierpliwie.
- Coś złego?
- Dzwonił mój ojciec.
Normalnie informacja ta nie stanowiłaby żadnego
powodu do obaw, lecz wyraz twarzy Juliana ostrzegł
ją, iż tym razem jest inaczej. Zacisnęła dłoń na jego
ramieniu.
- Czego chciał?
Wbił wzrok w filiżankę z kawą, po czym uniósł ją
i pociągnął łyk wrzącego płynu.
- Willow's End.
- Nie rozumiem  szepnęła Callie, - Co masz na
myśli?
- Dobrze wiesz. Mówiłem ci, że może do tego
dojść. Wyjaśniałem, jak ważne jest odnalezienie tego
testamentu. Jonathan dowiedział się, że go nie ma.
Nie wiem skąd, ani od kogo uzyskał tę informację,
ale akurat teraz nie jest to najważniejsze. Grunt, że
wie. Za dwa tygodnie przyjeżdża, aby domagać się
spadku po Maudie.
- Dlaczego? Po co mu on?
Usta Juliana wykrzywił cyniczny uśmiech.
- Ma zamiar zrobić dokładnie to, co mówiłem, że
zrobi. Chce sprzedać Willowi End. Brakuje mu
funduszów na ostatnią ekspedycję.
Z najwyższym wysiłkiem opanowała ogarniającą
panikÄ™.
- Nie! To niesprawiedliwe! Tak nie może być!
Objął ją mocno, wplatając dłoń w jej włosy.
- Moglibyśmy zostawić / to wszystko - zapomnieć
o testamencie i o Willow s End. Nagle, w samym
środku chaosu odkryłem coś bardzo ważnego, i nie
mam nawet czasu, by się tym cieszyć.
Pokusa była silna. Bardzo silna.
- NaprawdÄ™ tego chcesz? - spytaÅ‚a Callie z waha­
niem. - Poddać się?
- Nie! - jęknął. - Choć bardzo bym chciał mieć
trochę czasu dla ciebie i choć martwię się o ciebie,
nie potrafiÄ™ tak Å‚atwo zapomnieć o swej odpo­
wiedzialnoÅ›ci. To wola Maudie powinna zdecydo­
wać, kto dostanie Willow,s End, nie chciwość mojego
ojca.
- A zatem co mamy robić?
- Znalezć ten testament. To nasza jedyna szansa.
Może udałoby nam się udowodnić sam fakt jego
istnienia, ale nawet Peters nie jest w stanie stwierdzić,
co zawiera. Mówił, że zmieniała go tak wiele razy, iż
nie ma pojęcia, jak wygląda ostateczna wersja. Nie
mając testamentu potrzebujemy kogoś, kto mógłby
w sądzie pod przysięgą przytoczyć jego treść.
- No więc znajdziemy testament - stwierdziła.
Wzięła z talerza grzankę i posmarowała ją masłem.
- Jak dotąd nie staraliśmy się aż tak bardzo. Teraz
będziemy - musimy. Kiedy tylko przyjdą Cory
i Donna, zorganizujemy jeszcze jedno poszukiwanie
skarbu i tym razem zrobimy to tak, że przeszukany
zostanie każdy centymetr tego domu.
Julian zaśmiał się, odprężając wyraznie.
- To mnóstwo centymetrów.
- To lepiej coś zjedz. Potrzebna ci będzie cała
twoja siła.
Posłusznie odgryzł kęs grzanki.
- Zapominasz o czymÅ›.
- To znaczy? - Callie wyglądała na zaskoczoną.
- Dziś zaczął się nasz zakład. Nie mogę niczego
organizować.
- Nie bądz świnią. Julianie. Oto znajdujemy się
w krytycznej sytuacji, a ty zawracasz mi głowę tym
głupim zakładem. Jak możesz?
- Mogę, moja słodka - wyrwał jej z ręki ostatni
kawałek grzanki. - Organizowanie pozostawiam tobie.
Dobrze ci to zrobi. Zajmiesz się wykazami, podziałem
pracy i tak dalej, a ja...
- A ty co?
Wycisnął jej na ustach maślany pocałunek.
- A ja oczywiście będę słuchał każdego twego
rozkazu.
Callie westchnęła, wciskając się głębiej w jego
ramiona. Gdy tak ją obejmował i całował, prawie
udawało jej się zapomnieć o grozbie utraty Willow's
End. Prawie.
Callie odczekała z przydzielaniem zadań do czasu,
aż wszyscy zasiądą przy stole. Gdyby nie powaga
sytuacji, niedowierzanie malujące się na młodych
twarzach, rozbawiłoby ją do łez.
- Czy ja śnię? - spytał Cory. - Teraz ty robisz za
organizatora?
- Obawiam się, że tak. Zaczyna brakować nam
czasu, więc proszę, zróbcie, co w waszej mocy. Jeśli
znajdziecie jakiś ślad, nawet zupełnie nieistotny, dajcie
znać - podała Julianowi jego kartkę papieru. - Ty
jesteś na strychu. To zwykle strata czasu, ale kazałeś
nie pomijać niczego.
- Nie ma sprawy. Lepiej zrobić to zgodnie z logiką,
od góry do dołu, niż ryzykować, że coś przeoczymy.
- Chyba tak. Tylko że Maudie przenigdy tam nie
chodziła. Nie cierpiała tego strychu. Jest brudny...
- To nie problem.
- Pełen pajęczyn...
- Dam sobie radÄ™.
- I pająków.
- Callie!
- No dobrze, dobrze - usiłowała zachować powagę.
- Ale nie mów, że cię nie ostrzegałam - następną
kartkę wręczyła Cory'emu. - Ty zajmij się biblioteką.
- Znowu? - jęknął. - Dopiero co poukładaliśmy
wszystkie książki. Miej serce.
- Mam. Testament jest w tym domu - podała
Donnie jej listÄ™.
Póznym popołudniem Donna i Cory przywlekli się
do kuchni.
- ZupeÅ‚nie nic - poinformowaÅ‚ jÄ… Cory, prze­
praszająco wzruszając ramionami. - Może jutro.
- Tak, może jutro - przytaknęła Callie, strając się,
by zabrzmiało to optymistycznie. Jeszcze długo po
ich odejściu siedziała na środku kuchennej podłogi,
otoczona stosami naczyń i porcelany. Miała ochotę
się rozpłakać. Nie żeby to miało coś pomóc - po
prostu poczułaby się lepiej.
Taka była pewna, że testament znajdzie się od
razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Do diaska, Maudie, gdzie go schowaÅ‚aÅ›? - krzyk­
nęła głośno i zerwała się na nogi.
- Taka akurat metoda poszukiwania nie przyszła
mi do głowy - odezwał się Julian tuż za jej plecami.
- Zawiadom mnie, jeśli ci odpowie.
Callie odwróciła się na pięcie. Od stóp do głów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl