[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powtórzył swoją mrożącą krew w żyłach opowieść. Po to, żeby
było jak najszybsze wyprowadzenie nas z portu i zamknięcie
nas skazać na karę więzienia, nie potrzebowali zeznań innych
w więzieniu.
świadków.
- Ale przecież sprawdzenie zajęłoby tylko parę chwil?
- WiÄ™zienia? - ZatkaÅ‚o jÄ… z niedowierzania. - NaprawdÄ™ wsa­
- Sytuacja była bardzo napięta, Risso. W tłumie znajdowali
dzili cię do więzienia?
się inni właściciele plantacji, przekonani, że mogliśmy także
- Tak - odpowiedziaÅ‚. - Do tego bez żadnej nadziei na wydo­
zniszczyć i c h domy. A gdy w grÄ™ wchodzÄ… tak osobiste spra­
stanie się stamtąd, ponieważ, o czym wiedzieliśmy, mieszkańcy
wy, nietrudno jest wzniecić emocje. NaprawdÄ™ groziÅ‚o nam nie­
całej wyspy uważali nas za winnych.
bezpieczeństwo w tym zbiorowisku rozwścieczonych wyspiarzy,
Samo wspomnienie o tym przyprawiło go o dreszcz zgrozy.
gotowych dokonać na nas samosądu. Szczerze mówiąc, byliśmy
Pewnie nie byÅ‚aby nawet w stanie sobie wyobrazić, jak potwor­
raczej zadowoleni, znalazÅ‚szy siÄ™ za kratkami. Z tego  bezpiecz­
ne było to doświadczenie dla niego i jego ludzi. Nigdy wcześniej
nego" miejsca oczekiwaliśmy na wyjaśnienie tej całej sprawy.
nie siedział w więzieniu, nigdy nie przeżył prawdziwej fizycznej
Wiedzieliśmy, że jesteśmy niewinni, i dlatego, prawdę mówiąc,
niewygody i niedostatku. I jako przyzwoity i uczciwy człowiek,
wtedy nie wątpiliśmy, że wszystko dobrze się ułoży. Bardziej
nie powinien był nigdy tego doświadczyć, ponieważ nie miał nic
125
124
UtrzymywaÅ‚, że na posesji ukrywajÄ… siÄ™ piraci i że jedynym spo­
więc baliśmy się reakcji rozwścieczonego tłumu niż oskarżenia
sobem wykurzenia ich jest spalenie wszystkiego do cna i unie­
nas o popełnienie przestępstwa.
możliwienie im tym samym ukrycia się na terenie plantacji.
- Tak, sądzę, że bezpośrednie zagrożenie mogło być bardziej
- A ich tam przecież nie było?
niepokojÄ…ce - przyznaÅ‚a. - Ale powiedziaÅ‚eÅ›, że w rzeczywisto­
- Nie, to wszystko działo się w jego mózgu. Próbowała go
Å›ci dom tego czÅ‚owieka nie spÅ‚onÄ…Å‚. WiÄ™c dlaczego nie zostali­
oczywiÅ›cie powstrzymać. Ale nie poznaÅ‚ jej. WziÄ…Å‚ jÄ… za jedne­
ście zwolnieni, gdy to stwierdzono?
go z piratów i próbował zabić.
- Nie, powiedziaÅ‚em, że nikt inny mu tego nie zrobiÅ‚ - popra­
- Biedna kobieta.
wił ją.
- Tak, postanowiÅ‚a jednak uciec, najszybciej jak można. Nie­
Zrobiła wielkie oczy.
stety, wybraÅ‚a łódz. Mieszkali nad brzegiem morza i mieli wÅ‚as­
- Spalił własny dom?
ny nieduży dok, gdzie Heston trzymał kuter rybacki. Wsiadła
George przytaknął skinieniem głowy.
wiÄ™c naÅ„ - uznaÅ‚a, że lepiej opuÅ›cić wyspÄ™ niż udać siÄ™ do mia­
- Ale to zostaÅ‚o wyjaÅ›nione już nieco pózniej, na razie nie by­
sta po pomoc.
ło jeszcze podstaw do wypuszczenia nas z więzienia. Zanim do
- Sądzę, że sama wolałabym raczej znalezć się na wodzie,
tego doszło, sędzia musiał rozpatrzyć dwie zupełnie sprzeczne
gdzie Heston nie mógÅ‚by mnie dosiÄ™gnąć, niż tkwić nadal na wy­
relacje tego samego zdarzenia, no i jak myÅ›lisz, komu byÅ‚ bar­
spie, bo tam by mnie złapał.
dziej skłonny uwierzyć?
- Tak, sądzę, że masz rację. Nigdy na to nie popatrzyłem z jej
- Oczywiście Hestonowi.
perspektywy, a jedynie z wÅ‚asnej, zakÅ‚adajÄ…c szybki powrót żo­
- WÅ‚aÅ›nie. RzeczywiÅ›cie plantacja tego czÅ‚owieka doszczÄ™t­
ny Hestona do miasta. WolaÅ‚em, żeby pojechaÅ‚a prosto do mia­
nie spÅ‚onęła. Z naszych pokÅ‚adowych dziaÅ‚ nie oddano ani jed­
sta i złożyła relację z tego, co się stało, oczyszczając tym samym
nego strzaÅ‚u. Takie byÅ‚y fakty i uważaliÅ›my, że dochodzenie pój­
mnie i moją załogę ze wszystkich podejrzeń, ale ona była tak
dzie w tym kierunku, gdy tymczasem my czuliÅ›my siÄ™ bezpiecz­
przerażona faktem, że mąż jej nie poznaÅ‚ i wziÄ…Å‚ za pirata, pró­
ni w areszcie. Ale wsadzenie nas tam, a pózniej rozpÄ™dzenie tÅ‚u­
bujÄ…c jÄ… zabić, że myÅ›laÅ‚a jedynie o tym, by znalezć siÄ™ jak naj­
mu zajęło zbyt wiele czasu. A ponieważ nie stwierdzono natych­
dalej od niego.
miast, że nasze działa nie są ani trochę rozgrzane, czyli że nie
oddano z nich ani jednego strzału, niczego już nie można było
- Dokąd pojechała?
dowieść. Pozostawała więc spalona plantacja, dowód na rzecz
- Ma córkÄ™ z pierwszego małżeÅ„stwa, mieszkajÄ…cÄ… na sÄ…sied­
drugiej strony, a także słowo jednego z ich własnych, dobrze im
niej wyspie. Tak siÄ™ pechowo zÅ‚ożyÅ‚o, że nie zastaÅ‚a córki w do­
znanych i szanowanych obywateli.
mu, bo ta wybrała się po zakupy na główną wyspę.
- I co dalej?
Larissa potrząsnęła głową.
- Po powrocie córka ją przekonała, że musi wrócić i wezwać
- Więc jak w końcu doszli do prawdy?
pomoc dla Hestona, który najwyrazniej oszalaÅ‚, zanim ktoÅ› zro­
- Dopiero kiedy na wyspÄ™ wróciÅ‚a żona Petera Hestona. By­
bi mu coÅ› zÅ‚ego. %7Å‚ona Hestona myÅ›laÅ‚a jedynie o wÅ‚asnym bez­
Å‚a na miejscu w dniu, w którym Heston kompletnie oszalaÅ‚. Wie­
pieczeństwie i nie zamierzała nigdy wracać do swojego domu.
działa, że od dłuższego czasu z jego głową nie jest zupełnie
Dlatego upÅ‚ynęło sporo czasu, zanim wreszcie powróciÅ‚a i praw­
w porządku, ale nigdy nikogo nie ostrzegła, ponieważ jego coraz
da wyszła na jaw.
dziwniejsze zachowanie wydawało się niegrozne. Ale tamtego
- Jak to możliwe, że poza nią nie było nikogo w pobliżu, kto
dnia, wczesnym rankiem, zastała go zapalającego ogniska.
127
126
- Co się stało z Peterem Hestonem?
widziałby ogień i mógł opowiedzieć, jak to się zaczęło? Nie
- Ponownie wpadÅ‚ w szaÅ‚, gdy w mieÅ›cie zjawiÅ‚a siÄ™ jego żo­
trzymali służby?
na, próbowaÅ‚ jeszcze raz jÄ… zabić. Wtedy nie byÅ‚o już wÄ…tpliwo­
- Takie też było jedno z moich pytań, na które otrzymałem
ści, że jest niebezpieczny. Przewieziono go na inną wyspę, gdzie
odpowiedz od jednego ze strażników. ByÅ‚o powszechnie wiado­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl