[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Schylił się do jej dłoni i przycisnął palce do ust.
- Nie ma innego wyjścia - powiedział zdławionym głosem, a jej dłoń owionął jego wilgotny
oddech.
- Na pewno jest - zaprotestowała.
W odpowiedzi objÄ…Å‚ jÄ… i zÅ‚ożyÅ‚ na jej ustach pocaÅ‚u¬nek. Wargi miaÅ‚ miÄ™kkie i delikatne, a trzymaÅ‚
ją tak, jakby była ze szkła. I choć cała drżała w jego silnych, opiekuńczych ramionach, nie czuła nic
oprócz strachu.
Tej nocy Pilar zle spała. Bezustannie powracały do niej słowa obu mężczyzn. Refugio ma rację; do
przyjęcia oświadczyn tamtego popchnęły ją rozgoryczenie i złość. Czy aż tak zle postąpiła, skoro
Charro ją chciał, a ona nie miała nikogo na świecie i nie wiedziała, co ze sobą zrobić?
U derzyło ją również, że wbrew swoim słowom Refugio nie zaproponował jej części szmaragdów.
Nie chciaÅ‚a ich, mogÅ‚a siÄ™ bez nich obejść, ale jednak byÅ‚o to z jego stro¬ny przeoczenie. A jeÅ›li
nie? Czyżby nadal się obawiał, że don Esteban będzie na nią nastawać?
MówiÅ‚ o miÅ‚oÅ›ci. Jak zwykle używaÅ‚ zawiÅ‚ych sformu¬Å‚owaÅ„. Czy na pewno miaÅ‚ na myÅ›li to, co
chciaÅ‚a usÅ‚y¬szeć, czy też jego sÅ‚owa zawieraÅ‚y jakieÅ› inne, niezrozu¬miaÅ‚e dla nie~ znaczenie? Co
on wczeÅ›niej powiedziaÅ‚ o uczuciach? Ze zwykÅ‚ siÄ™ z nimi kryć? Dlaczego w dal¬szym ciÄ…gu
miałby to robić?
DusiÅ‚a siÄ™ w płóciennej nocnej koszuli z dÅ‚ugimi rÄ™ka¬wami, którÄ… podarowaÅ‚a jej senora Huerta.
Noc byÅ‚a bar¬dzo ciepÅ‚a. ZastanawiaÅ‚a siÄ™, czy jej nie zdjąć, lecz doszÅ‚a do wniosku, że lepiej nie,
bo chÅ‚odny wiatr coraz to za¬wiewaÅ‚ od drzwi otwartych na balkon. WygÅ‚adziÅ‚a mate¬riaÅ‚ pod
plecami i wyplątała się z fałd, bo długa koszula okręciła się wokół jej nóg, kiedy przewracała się z
boku na bok.
Wreszcie udało jej się zasnąć. Kilka godzin pózniej wyrwał ją ze snu szmer przypominający ciche
stÄ…panie. OdniosÅ‚a wrażenie, że ktoÅ› chodzi po galerii, a może na¬wet po sypialni.
NarastaÅ‚ w niej gniew. Jeżeli Refugio sÄ…dzi, że ma pra¬wo wchodzić do niej, kiedy chce, nawet w
środku nocy, to się grubo myli. Powie mu to jasno i wyraznie, żeby nie było wątpliwości.
Uniosła odrobinę powieki. Otwór drzwi balkonowych tworzył szary prostokąt. Nie dostrzegła tam
żadnej syl¬wetki, nic siÄ™ nie poruszyÅ‚o. Pilar nie mogÅ‚a przebić siÄ™ przez gÄ™stÄ… ciemność panujÄ…cÄ…
w sypialni. DokÄ…d po¬szedÅ‚ Refugio? Czy w ogóle tu byÅ‚? Czyżby jej siÄ™ zdawaÅ‚o, że sÅ‚yszy kroki?
A może to tylko sen?
N agle coś zaszeleściło tuż nad jej głową. Zanim zdążyła się obejrzeć czy unieść, na jej twarz i
ramiona opadł gruby, ciężki koc. Ktoś z całej siły przyciskał go do jej twarzy. Chciała go
odepchnąć, ale przydÅ‚ugie rÄ™kawy ko¬szuli krÄ™powaÅ‚y ruchy. ZostaÅ‚a wciÅ›niÄ™ta w materac. CzyjeÅ›
kolano miażdżyło jej nogi. Nabrała powietrza, by krzyczeć o pomoc.
Głos uwiązł jej w gardle, bo dłoń napastnika przydusiła jej usta. Rozcięła sobie górną wargę o
krawędz zębów. Kiedy silny cios wylądował na szczęce, przed oczyma zawirowały jej tysiące
iskier. Potem Å›wiateÅ‚ka powoli przy¬gasÅ‚y i odpÅ‚ynęła w ciemność.
Odzyskała przytomność, gdy koń, raptownie osadzony w miejscu, zarył kopytami w ziemię.
ZwisaÅ‚a twarzÄ… w dół, przerzucona przez siodÅ‚o. RÄ™ce i nogi miaÅ‚a skrÄ™¬powane i caÅ‚a byÅ‚a ciasno
owiniÄ™ta kocem, który pachniaÅ‚ owczym runem i dymem z ogniska. W czaszce nara¬staÅ‚ pulsujÄ…cy
ból. Zaskrzypiało siodło. Ktoś zsiadał z konia i pociągnął ją za nogi. Czyjeś dłonie zacisnęły się
boleśnie na jej talii. Pulsowanie w skroniach stało się nie do wytrzymania i znowu pogrążyła się w
ciemności.
Po raz drugi wyrwaÅ‚y jÄ… z omdlenia czyjeÅ› gÅ‚osy. Dud¬niÅ‚y jej w uszach, jednak nie potrafiÅ‚a
wyÅ‚owić słów. Od¬wróciÅ‚a ostrożnie gÅ‚owÄ™, wstrzymujÄ…c oddech, gdyż przy naj mniejszym ruchu
potworny ból zdawaÅ‚ siÄ™ roz¬sadzać skronie. Nie od razu siÄ™ zorientowaÅ‚a, że gÅ‚osy umilkÅ‚y.
Uniosła powieki. Leżała na ubitej ziemi. Nadal była owinięta w koc, ale odsłonięto jej twarz. Nad
gÅ‚owÄ… ujrza¬Å‚a kratownicÄ™ z krzyżujÄ…cych siÄ™ belek. Przez uÅ‚amek se¬kundy ulegÅ‚a zÅ‚udzeniu, że
jest na dziedzińcu hacjendy, lecz po chwili dostrzegła spękane, poczerniałe od dymu
ceglane ściany i otwór w narożniku kratownicy, przez który widać było fragment usianego
gwiazdami nieba. Zadnych sprzętów, mat do spania czy choćby naczyń wokół miejsca na ognisko.
Zapewne znajdowaÅ‚a siÄ™ w opusz¬czonej indiaÅ„skiej chacie.
Odrobina światła, rozpraszająca mrok, pochodziła z metalowej puszki przerobionej na latarnię,
umieszczo¬nej na ziemi w pewnej odlegÅ‚oÅ›ci od zwisajÄ…cych na zawiasach drzwi. Dwaj mężczyzni,
którzy przy nich stali, co rusz spoglądali w jej stronę. Dopiero po chwili udało jej się dojrzeć rysy
ich twarzy.
- Moja droga Pilar, wreszcie oprzytomniałaś - zwrócił się do niej don Esteban. - A już zaczynaliśmy
siÄ™ zastanawiać, czy przypadkiem mój potężny przyjaciel za moc¬no ciÄ™ nie uderzyÅ‚.
WidziaÅ‚a tego drugiego. SÅ‚yszaÅ‚a, co powiedziaÅ‚ oj¬czym, ale jeszcze nie wierzyÅ‚a. PoruszyÅ‚a
kilkakrotnie powiekami, jakby w ten sposób chciaÅ‚a siÄ™ pozbyć dziw¬nego ciężaru w gÅ‚owie.
Oblizała spękane wargi.
- Baltasar? - Z jej ust wydobył się ochrypły szept.
- Jesteś zaskoczona? - zapytał Esteban. - Nigdy bym nie przypuszczał, że tak dobrze odegra swą
rolę. Nie do wiary, do czego zdolni są ludzie, kiedy przyświeca im jakiś cel.
Zabrakło jej słów. Więzy na przegubach zostały przecięte, mogła więc swobodnie poruszać rękami,
ale nogi chyba nadal miała związane w kostkach rzemieniem. Przymknęła powieki i dotknęła dłonią
czoła.
- Nie zamierzałem zrobić ci krzywdy - tłumaczył się Baltasar swym dudniącym głosem. - Musiałem
tylko wynieść cię z domu bez hałasu.
Podniosła na niego wzrok. Pełgające światło latarni wydobywało z mroku biel jego koszuli i
oÅ›wietlaÅ‚o szcze¬ciniasty podbródek.
- Dlaczego? - zapytała go.
- N a mój rozkaz. - Esteban odpowiedział za Baltasara. - Postanowiłem cię porwać, bo to jedyny
sposób, że¬by tu Å›ciÄ…gnąć CarranzÄ™, no i odzyskać szmaragdy.
- Jak. ... - zaczęła, lecz zaraz urwała, bo zrozumiała nagle, na czym polegał jego ohydny plan.
- A więc sama widzisz - ucieszył się Esteban. - Przyjdzie tu za tobą, tak samo jak poszedł do
Apaczów za tą swoją Isabel. Na pewno to zrobi. Jest przecież El Leonem.
Potrząsnęła głową i z miejsca tego pożałowała. Szybko przełknęła ślinę, aby opanować mdłości,
jakie wywołał ten gwałtowny ruch.
- Skąd będzie wiedział, gdzie mnie szukać? Jest bardzo bystry, ale nie potrafi czytać w waszych
myślach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl