[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Miała pomysł.
Zeszła na dół do informacji i powiedziała starszej kobiecie, która coś pisała, że obrączka
wpadła jej za szparę w drzwiach. Kobieta miała zbyt dobry humor, by kłopotać menedżera, który
powinien zezwolić na otworzenie drzwi. Brea podążała za menedżerem do pokoju słonecznego,
wypełniając każdą chwilę przeprosinami i opowieścią o tym jak ostatni raz zgubiła nieistniejącą
obrączkę. Grzecznie słuchał i kiwał głową, popchnął klucz w zamek i otworzył drzwi. Znajdowała
się za nimi najmniejsza szafa wnękowa jaką kiedykolwiek widziała. Najmniejsza i zdecydowanie
pusta.
Wciąż nie gotowa na to, by się poddać opadła na ręce i kolana- polowanie na skarb, nie było
bezcelowe- miało wprawić w zakłopotanie- i ciągała rękoma po podłodze. Była tam luzna deska,
albo ukryty właz?
- Nie mogę uwierzyć, że jej tu nie ma. Musiała wpaść przez szczelinę w drzwiach. -
wyjaśniła prześlizgując palcami po każdym centymetrze podłogi.- Tak mi przykro. Czy zatrzymuję
pana przed czymś ważnym?- zmusiła oczy do lekkiego łzawienia nim spojrzała przez ramię. Trochę
współczucia mogło okazać się pomocne. Wykrzywił usta w pół warknięciu.
- Jeśli będziesz tak miła i zamkniesz za sobą drzwi, kiedy skończysz, wrócę tu pózniej i je
zablokujÄ™.
Tak! To było dokładnie to, na co liczyła. Nie chcąc wyglądać na zbyt zadowoloną, zmusiła
swoje oczy do wyciśnięcia kolejnych łez.
- Oczywiście. Dziękuję.
Gdy tylko została sama obmacała każdy centymetr ściany, podłogi i opadającego sufitu. Nic.
Niech to szlag. Czyżby była w złym miejscu? Złym pomieszczeniu, budynku? Na szczęście żadna
wycieczka nie była oprowadzana i pomieszczenie z systemem słonecznym było puste, nie licząc jej.
Dostała mnóstwo czasu na przeszukanie pomieszczenia. Ponad godzinę pózniej pokonana i
sfrustrowana, odeszła.
Gdzie teraz? Do domu? Do jej miejsca? Wskazówka grała w jej głowie jak odtwarzana na
okrągło piosenka. Wróciła do samochodu. Wielopoziomowy zbudowany z betonu i stali garaż był
cichy i ciemny, gdzieniegdzie znaczony plamami żółtawego światła wpadającymi przez
równomiernie umieszczone otwory, jego ciszę zakłócał od czasu do czasu odległy pisk opon lub
hałas dobiegający z ulicy. Jej zmysły alarmowały. Pospieszyła wąskim przejściem w kierunku
schodów mieszczących się z oddzielonej części, w samym rogu. Wdrapała się po metalowych
schodach i pchnęła drzwi oznaczone numerem trzy. Trzeci poziom nad ziemią. Nigdy nie czuła się
bezpiecznie w takich garażach. Były przerażające. Mroczne. Była sama. Otoczona przez grube
ściany i dziesiątki pustych samochodów. Jak łatwo byłoby komuś uderzyć ją w głowę i zaciągnąć
gdzieÅ›.
Roztrzęsiona i zmarznięta z nerwów i od chłodnego, wilgotnego powietrza, rzuciła się w
kierunku vana. Musiał być zaparkowany na samym końcu, tuż przy schodach, oczywiście.
Miała to śmieszne, mrowiące uczucie między łopatkami. Czy ktoś ją śledził? Skuliła się i
nasłuchiwała, zastanawiała się, czy ktoś za nią nie idzie. Nikogo nie widziała, ani nie słyszała, może
ktoś chował się za samochodami? Nic. Po prostu wpadała w paranoję. Nieco mniej skamieniała
ruszyła, ciężkie westchnienie ulgi prześlizgnęło się przez jej usta, gdy dotarła do furgonetki i
złapała klamkę drzwi.
Coś świsnęło jej koło ucha. Coś szybkiego i małego. Instynktownie pochyliła się. Chwilę
pózniej, gdy zobaczyła w przedniej szybie otwór wielkości kuli, wiedziała co to było. Ktoś strzelał.
Do niej? Dlaczego? Wpadła w tryb paniki. Otworzyła drzwi i wpadła do samochodu. Pochyliła się
nisko, i modląc się tak , jak nigdy dotąd tego nie robiła, poczęła szarpać się z kluczykiem, próbując
wepchnąć go do stacyjki. Szyba od strony pasażera eksplodowała, zasypując ją lawiną szkła.
Kolejna kula świsnęła w powietrzu zostawiając dziurkę w szybie tuż obok pierwszej.
Nie mogła się ruszać.
Nie mogła oddychać.
To był koniec. Była martwym mięchem.
Czy tak to się miało skończyć? Czy przez te lata ukrywała się w swoim bezpiecznym
mieszkaniu po to, by ktoś zastrzelił ją na parkingu? Ni chuja.
Jej klatka piersiowa z miejsca dla pasażera w mgnieniu oka znalazła się w fotelu kierowcy,
nogi sprintem przerzuciła w odpowiednie miejsce. Znalezienie pedałów zajęło jej sekundę, uderzyła
w gaz i wycofała. Auto zatrzęsło się i uderzyło w coś twardego, z grzmotnięciem.
Ha! Czyżby uderzyła w sukinsyna? Znokautowała go? Miała nadzieję, że tak. Zmieniła pozycję w
fotelu tak, by nadal mogła manewrować wyjeżdżając z miejsca parkingowego. Korzystając z
bocznego lusterka dla wygody, wykręciła kołem w lewą stronę, skierowała vana na prawo i
wcisnęła gaz do dechy. Prawa strona furgonetki podniosła się i opadła, najpierw tył, a potem przód.
Bump, bump. %7łołądek podszedł jej do gardła. Wcisnęła hamulec. Van nie jechał szybko, więc
zatrząsł się od gwałtownego hamowania.
- Proszę, powiedz, że nie przejechałam człowieka. - oczywiście nie miałaby nic przeciwko
znokautowaniu niedoszłego zabójcy, ale zabić go?.... nie. Nie była mordercą. Siedziała
nieruchomo, wpatrując się przed siebie, z rękoma kurczowo zaciśniętymi na kierownicy.
Nasłuchiwała. Nie wiedziała, czy chciała usłyszeć ruch na zewnątrz, czy nie. Na pewno nie chciała
słyszeć więcej strzałów.
Co robić? Odjechać, mając kryjówkę, być może zostawiając konającego człowieka? Albo
sprawdzić czy rzeczywiście przejechała po kimś. Boże, nie chciała wychodzić. Tak, czy inaczej
wiedziała, że nie spodoba się jej to, co zobaczy. Gdyby oglądała tą scenę w telewizji, pewnie
wrzeszczałaby teraz na głupią bohaterkę, za to, że chociażby myśli o wyjściu z pojazdu. W filmach,
laska, która tak robi dostaje siekierą. Dosłownie.
Ale w prawdziwym życiu bywa inaczej. Nie była zwierzęciem. Gdyby kogoś zraniła, i
wymagałby tego, zadzwoniłaby po pomoc. Wzięła kilka głębokich wdechów i skręcając się w
siedzeniu spojrzała w lusterko po stronie pasażera. Nie widziała nic poza tyłem samochodu i
betonowymi ścianami. %7ładnego mordercy w masce hokejowej, z bronią w każdej ręce. Podniosła
się, chcąc zobaczyć co jest niżej. Nic. Zdjęła nogę z hamulca i powoli ruszyła, przejeżdżając kilka
stóp do przodu. Jej spojrzenie przeskakiwało pomiędzy przednią szybą i lusterkiem wstecznym.
Na ziemi coś było. Coś ciemnego. Wyglądało jak człowiek. O Boże.
Odwróciła się w siedzeniu, dostosowała kąt lusterka i wpatrywała się w postać rozwaloną na ziemi.
Uderzyła w róg. To, on, czymkolwiek było, nie poruszył się. Nie drgał. Nie skakał. %7ładen człowiek
nie mógł tak dobrze udawać martwego. Wygrzebała z kieszeni telefon komórkowy, upewniając się,
że jest włączony. Wybrała 9-1-1 ale nie wcisnęła jeszcze przycisku łączącego. Chciała mieć
najpierw pewność, że nie przejechała po worku ubrań czy czymś w tym stylu. Przesunęła samochód
parkując. Telefon w gotowości, otworzyła drzwi od strony kierowcy i wychyliła się , patrząc pod
samochód w poszukiwaniu stóp. Okazało się, że nikt nie ukrywał się za samochodem. Opuściła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl