[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tego świństwa nie zostało. Teraz jest, proszę uważać, "przestrzeń nieabsorbująca".
Wytrzeszczył oczy i z komiczną irytacją powtórzył tajemniczym szeptem:
 Przestrzeń nieabsorbująca!
 Cóż to takiego?
 Nic.
 Jak to nic?
 Kompletnie nic. Niech pani zobaczy.
Przeszli przez trzy pokoje, w których prawie nie było mebli, a ściany, sufity i podłogi
utrzymane były w jednakowym bladoszarym kolorze, jak i bardzo nieliczne sprzęty. Grube,
ciężkie zasłony na oknach i suknem wysłane podłogi sprawiały wrażenie poczekalni w rozgłośni
radiowej, brakowało tylko tabliczek z napisem: "Zachować ciszę".
 To jest przestrzeń nieabsorbująca. Nie absorbuje niczego oprócz kurzu. Kurzu zaś ani
trzepać, ani wysysać odkurzaczem nie wolno: kurz bowiem daje "patynę trwania". Rozumie
pani? Patyna trwania! W jednym miligramie tej patyny trwania znalazłem przeszło dwieście
gatunków bakterii, z czego dwanaście chorobotwórczych.
22
 A dlaczego nazywa się to przestrzenią... jakże?...
 Nieabsorbującą?... Bo nie absorbuje uwagi. Intelekt ma możność życia samoistnego i
odgraniczenia się od zjawisk zewnętrznych. Chodzmy do ciężkiego diabła, to znaczy do mnie, bo
dłużej tu nie wytrzymam.
W pokoju Szczedronia, urządzonym biedermeierowskim mahoniem, było jasno, tym jaśniej,
że niezależnie od pozbawionego firanek weneckiego okna paliło się kilka mocnych żarówek nad
wielkim stołem, gdzie w nieładzie ustawione były różne butelki, mikroskopy, niklowe przybory i
probówki z białymi czubami waty, uszeregowane w drewnianych podstawkach, jak rury
organów. Poza tym wszędzie rozrzucone były książki, części garderoby, papiery, niedopałki i
różne inne przedmioty w zupełnym nieładzie.
 O, widzę, że pan się wyemancypował  powiedziała Anna.
 %7łe mam tu kawałeczek laboratorium? Tak?
 Więc Wanda już się nie boi zarazków?
 Mam tu tylko najmniej szkodliwe. Musiała zgodzić się na to, gdyż zbyt często musiałbym
latać do kliniki. Niektóre z tych bydlątek wymagają codziennej obserwacji. Tak. Pali pani?
Podał jej papierośnicę, a gdy odmownie potrząsnęła głową, powiedział:
 To dobrze. W ogóle ten Leszcz miał diabelne szczęście, że trafił na taką kobietę, jak pani...
 Niech pan nie mówi komplementów  zgromiła go  to nie w pańskim stylu. Nie licują one
z tymi grubymi okularami ani z czcigodną bródką.
 Ani z piegami na nosie, proszę dodać. To prawda, ale komplementy odnoszą się nie do
mojej bródki, tylko do tych jasnych oczu i tych kasztanowatych włosów. Jak to dobrze, że pani
ich ani nie obcięła, ani utleniła. Pani jest piękna.
 O!
 Wie pani, gdy jeszcze biegałem boso po podwórzu kamienicy, w której mój ojciec był
stróżem, dano mi razu pewnego do odniesienia grubą niemiecką książkę. Był to atlas
anatomiczny. Otóż w nim znajdowała się wielka tablica kolorowa, wyobrażająca nagą kobietę.
By nie było co do tego żadnych wątpliwości, pod spodem znajdował się podpis: "Das Weib". To
było pierwsze słowo niemieckie, jakie poznałem. Kobiecie otwierał się brzuch, klatka piersiowa i
czaszka, ale gdy wszystko było złożone, od kobiety tej nie mogłem oderwać oczu. Dziś wiem, że
stanowiła ona zasadniczy anatomiczny typ kobiety, ale niech pani wezmie pod uwagę, że była to
pierwsza kobieta, jaką widziałem nago, i pierwsza, w której się zakochałem.
 Ileż pan miał wówczas lat?  zapytała tonem, któremu usiłowała nadać zgorszone
brzmienie.
 Coś około trzynastu  odpowiedział po namyśle Szczedroń  ale to nie ma żadnego
związku z tym, co mam pani wyznać.
 Aż wyznać?  zaśmiała się.
 Nie "aż" ani "tylko". Po prostu wyznać. Ile razy pózniej widziałem panią czy myślałem o
23
pani, zawsze gdzieś, w środku, obraz pani identyfikował się we mnie z tamtą, z moją miłością z
atlasu anatomicznego. Pani bowiem nie tylko jest do niej podobna, lecz zdaje mi się, że ma to
samo znaczenie.
 Nie winszuję sobie  Anna poczuła się z lekka obrażoną tym porównaniem  standardowy
typ kobiety! Taki wzorek, jak musi wyglądać zdrowy typ samicy gatunku homo sapiens!
 Właśnie  odetchnął Szczedroń z ukontentowaniem i zdjął szkła z nosa ruchem
spełnionego obowiązku.  Kobieta anatomiczna.
Annie, ku jej własnemu zdziwieniu, sprawiło to przyjemność. W tym, co powiedział
Stanisław, wyczuwała leżący gdzieś na dnie, jakoby podstawowy tytuł do zadowolenia z siebie.
Gdyby tego rodzaju komplement spotkał ją nie od Szczedronia, którego nigdy nie można było
posądzić o płytkość i o trywialność, uważałaby się za śmiertelnie obrażoną. Ten brzydki
mężczyzna z nieproporcjonalnie dużą głową, wąskimi ramionami i ogromnymi rękami lepiej by
jednak zrobił, nie stawiając kwestii człowieka tak anatomicznie czy eugenicznie.
 Dziękuję panu  potrząsnęła głową.  Zatem widzi pan we mnie jedynie typowy okaz. To
jest wprost niegrzeczne. Zatem nie ma we mnie nic oryginalnego, żadnej indywidualności? To
jest impertynencja. Nie dla każdego szczytem marzeń jest stanowienie szablonu anatomicznego.
Szczedroń zaśmiał się krótko i zjadliwie.
 Niepotrzebny przytyk, droga szwagierko.
 To żaden przytyk  zarumieniła się Anna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl