[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powóz czekał na mnie na wietrznej ulicy, ale kazałem woznicy odjechać beze mnie. Przez
jakąś godzinę snułem się po Mieście, usiłując wytrzezwieć. Idąc Bulwarem Montza wzdłuż
sztucznego jeziora z pływającymi liliami zorientowałem się, że ktoś mnie śledzi. Najpierw
usłyszałem stukot kroków, poruszających się w rytmie synkopowanym w stosunku do moich, a
gdy się obróciłem, ujrzałem cień niezdarnie wskakujący do bramy po drugiej stronie ulicy.
Poszedłem prosto do swojego mieszkania, zamknąłem drzwi na klucz i nasłuchiwałem,
przyłożywszy ucho do dziurki od klucza. Gdy się upewniłem, że nikogo tam nie ma, szybko
podszedłem do biurka i wziąłem fiolkę piękna. Czułem straszne mrowienie pod czaszką i
zacząłem się trząść, bliski głodu. Napełniłem głowę narkotykiem i przywoływałem Flocka, on
jednak nie chciał już do mnie przychodzić. Podłoga i ściany falowały i iskrzyły, żółte kwiaty
płakały i nim zapadłem w sen, ni stąd ni zowąd odwiedził mnie nie kto inny jak Frod Geeble,
właściciel tawerny z Anamasobii, i przez pół godziny zatruwał mi życie bekaniem.
23.
Następnego ranka wstałem wcześnie i wypisałem zaproszenia dla pechowców, których
miałem odczytywać w pierwszej kolejności. Oczywiście nie zamierzałem oddać Mistrzowi
dziesięciu osób na stracenie. Cokolwiek miałem zrobić, musiałem to wymyślić i wykonać w
ciągu dziesięciu dni, a potem znalezć sposób ewakuowania się z Miasta. Na razie jednak należało
odegrać parodię i poprosić pewne osoby, które spotkam na swej drodze tego ranka, by po
południu przybyły do mego gabinetu na badanie.
Wyszedłem z domu, nim ulice zalał tłum spieszących do pracy robotników. Najpierw
chciałem wstąpić do Wierzchołka Miasta, w którym poprzedniego wieczoru odbyło się przyjęcie.
Poszedłem okrężną drogą, cofając się, zatrzymując w pasażach, wchodząc do Akademii
Fizjonomiki i wychodząc tylnymi drzwiami. Nie zauważyłem, by ktoś za mną szedł, ale jeśli
nawet próbował, z pewnością go zgubiłem.
Gdy dotarłem do restauracji, ekipa sprzątaczy właśnie otwierała drzwi do windy jadącej pod
kopułę. Próbowali mi przeszkodzić w udaniu się tam, ale powiedziałem im, kim jestem, i
zapytałem, czy nie zechcieliby odwiedzić mnie w biurze tego popołudnia, by poddać się
odczytowi. Natychmiast stracili zainteresowanie zatrzymywaniem mnie, dzięki czemu
uświadomiłem sobie, że moje nowe uprawnienia mogą się okazać całkiem przydatne. Nie
zadałem sobie trudu wręczenia zaproszenia żadnemu z nich, co przyjęli z uśmiechami
wdzięczności. Gdy drzwi windy się zamknęły, ja także się uśmiechnąłem.
W restauracji nie było nikogo z wyjątkiem sprzątaczki, która weszła w chwilę po mnie i
usiłowała zeskrobać ze środka parkietu krew nieszczęsnego Niepotrzebskiego. Nie zwracaliśmy
na siebie uwagi. Przez kopułę widać było wschodzące słońce, które rozjaśniło i ogrzało salę.
Zamierzałem wykorzystać wieżowiec jako punkt obserwacyjny, by sprawdzić, czy w jakimś
zakątku Miasta nie uda mi się dostrzec śladów budowy. Podszedłem do kryształowej ściany i
patrzyłem uważnie na spieszących uliczkami i przechodzących przez dziurki w koralowych
konstrukcjach mieszkańców.  Paliszyzja - pomyślałem.
Nic szczególnego jednak nie dostrzegłem. Wszystko w Mieście wyglądało tak jak zawsze.
Nie było żadnych wielkich wykopów, nagromadzenia sprzętu budowlanego czy rusztowań. Gdy
tak stałem i obserwowałem, zauważyłem, że kobieta podeszła do mnie i także spogląda w dół.
- Czym mogę służyć? - zapytałem.
- Zastanawiałam się, czy szuka pan demona - odparła.
- Był tu wczoraj - powiedziałem. - Ten bałagan, który pani sprzątała, to właśnie po nim.
- Wiem - rzekła i uśmiechnęła się, odsłaniając wybrakowaną szczękę. - Ale pan chyba nie
wie, co się stało w nocy. Jak tylko go stąd zabrali, udało mu się rozerwać łańcuchy. Chcieli go
spalić, ale sami się spalili. Resztę zabił, a teraz ukrywa się w Mieście.
- To niedobrze - mruknÄ…Å‚em.
- Czytałam w gazecie, jak jakiś spec Mistrza mówił, że w dzień demon musi się ukrywać pod
ziemią. Dopiero w nocy może sprawiać kłopoty.
Wieść była niepokojąca, ale nie umknął mi fakt, że wiele można się dowiedzieć, słuchając
prostych ludzi. Podziękowałem sprzątaczce, a ona zdawała się naprawdę szczęśliwa, że
doceniłem jej pomoc. Wróciła do plamy, przyklękła i kontynuowała szorowanie.
Nie znalazłszy w widzialnej topografii Miasta nic, co mogłoby wskazywać na budowę
wystawy, zjechałem na dół i natychmiast poszedłem do kiosku, by kupić  Gazetę . Siadając z nią
przed parującą filiżanką kopa w ogródku kawiarnianym przy parku, przerzuciłem na drugą stronę
i znalazłem tytuł Demon na wolności. Szybko przeczytałem artykuł, lecz nie znalazłem wiele
ponad to, co powiedziała mi sprzątaczka.  Od kiedy to Nadolny przyznaje się do swoich
błędów? - zastanawiałem się. W przeszłości takie incydenty utrzymywano by w tajemnicy.
Musiałem spróbować go o to wypytać przy najbliższej okazji.
Kop dobrze mi zrobił, więc zamówiłem kolejną filiżankę. Siedziałem, myśląc o tym, że
przydałby mi się jakiś sojusznik, ale komu mogłem zaufać? Jedyną spotkaną od chwili mego
powrotu osobą, która wydawała się całkiem szczera, była sprzątaczka. Kiedy o niej pomyślałem,
przypomniały mi się jej słowa o tym, że demon może ukrywać się pod ziemią. Uderzyła mnie
wówczas myśl, że nie tylko demon, ale prawdopodobnie także budowa wystawy ukryta jest pod
powierzchniÄ… Miasta.
Pamiętałem z czasów studenckich, że kiedy musiałem przemierzyć całe Miasto, by wziąć
udział w odczycie lub odebrać pilne sprawozdania z ministerstwa edukacji, podróżowałem pod
ziemią, by uniknąć tłoku na ulicach. Gdy kładziono fundamenty pod budowę metropolii, Nadolny
błyskotliwie zaprojektował rozległą sieć podziemnych pasaży, tuneli i katakumb, które sam
wykorzystywał do dyskretnego przemieszczania się z miejsca na miejsce.  Zaskoczenie jest
kwintesencją mego życia, Cley - powiedział mi kiedyś, odnosząc się właśnie do tej sieci.
Urzędnicy mieli prawo z niej korzystać, lecz czynili to rzadko, nie chcąc, by Mistrz ich tam
zobaczył i zaczął podejrzewać, że coś knują. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl