[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nad pruskie.
Dienheim ramionami ruszył.
Z południa tedy wyszedł z zamku i tąż samą drogą, którą wczoraj kobiety przechodziły,
rozglądając się powoli, niby dla rozrywki i przechadzki tylko, powlókł się ku środkowi miasteczka.
Porządne ono dosyć było i zamożne, a pod ten czas i ludniejsze niż zwykle, gdyż w nim z
okolicznych wsi dużo się zbiegło wieśniaków, którzy się tu schronili. W ulicach jednak mało kogo
spotkać było można. Mały ratusz wznosił się przy rynku; przypatrywał mu się właśnie Dienheim,
gdy okno otworzyło się w domu nie opodal i wczorajsza znajoma powitała go. Była to niewiasta lat
statecznych, znać dostatnia, ubrana czysto, we wdowim czepcu. Jeszcze się jej nie miał czasu
odkłonić, gdy skinęła, aby do niej zaszedł, uprzejmie ręką zapraszając.
Wstąpił tedy ku drzwiom i na schody, a tu już na górze czekała go jejmość i obiema rękami
witała, wskazując izbę. Wszedł tedy pokłoniwszy się jeniec.
Nie było to mieszkanie bogato przystrojone, ale też me biedne. Izba malowana, ławy i stołki
do siedzenia, stół na toczonych nogach, stołków kilka z poduszkami, a na oknie trochę zieloności.
Prosiła go zaraz siedzieć, wzdychając i poczynając od użaleń nad ciężkimi czasy.
 Przeszliśmy  rzekła  spod panowania zakonników pod żołnierskie. Nie wiem czy
lepiej nam będzie. Z tamtymi się już człowiek obył i miał środki ulżenia sobie, a ci nowi, głodni,
dadzą się we znaki; ale Bóg litościw, to nie długo potrwa.
Dienheim nie odpowiadał. Ciekawość go największa brała o. wczorajszą tę mniemaną córkę
jejmości, lecz o nią pytać nie śmiał. Oczyma więc rzucał tu i ówdzie, wdowa śledziła jego
wejrzenia.
 I was wzięto w niewolę  odezwała się.  Pan Bóg wie, kiedy się z niej wydobędziecie.
Słyszę, naszych panów, nawet komturów, dużo pościnali. Nie może być, aby
Pan Bóg za to nie wziął zemsty. Westchnęła.
Już Dienheimowi na niecierpliwość się zbierało, gdy mieszczka uśmiechając się poczęła:
 Skądże to Waszej Miłości przyszło wczoraj o jakąś toruniankę mnie pytać? Czyście to
pamięć tak wierną dla niej zachowali?
 Gdyby ona choć w dziesiątej części tak o mnie pamiętała, jak ja o niej  zawołał
Dienheim  ale to trzpiot dziewczyna. A gdzież córka wasza, Tekla?  dodał po chwili.
 Chcielibyście ją widzieć? a po co?  zapytała mieszczka.  Wy panowie grafowie,
żaden z was mieszczańskiej córki nie wezmie, tylko byście je bałamucili. Wszakże grafem
jesteście?
 Tak moja jejmość  rzekł Dienheim  tylko grafstwo moje ani chleba mi nie da, ani
mięsa; muszę na niego zarabiać mieczem i kopią w służbie.
Począł więc, widząc, że się tu więcej niczego nie doczeka, zbierać się do wyjścia, gdy drzwi
boczne się otworzyły powoli... jakieś jedno oko przez szparę zaczęło badać izbę i ,po chwili w
progu ukazała się Ofka.
Poznałby ją wszędzie Dienheim, bo był głowę dla niej postradał, ale stanął osłupiały, tak
zmienione znalazł to śliczne i świeże dziewczę. Zwieciły się jeszcze oczy, blaskiem większym
może niż za dawnych swobodnych czasów, ale różowa twarzyczka pobladła, wpadły policzki, usta
zsiniały. Patrzała nań smutnie. Weszła powoli z izdebki drugiej, kłaniając mu się z dala.
 Poznaliście mnie, panie grafie  rzekła, ano nie wiem jak i po czym, bo i z odsłoniętą
twarzą jam do siebie niepodobna. Patrzcież no, patrzcie, co się stało ze mną! Ot, jakem zbiedzona i
nędzna.
 Jeśli prawda, co mi opowiadano  odezwał się Dienheim  to tylko dziw, żeście
życiem nie przypłacili, bo w obozie was za zabitą miano i my z księdzem Janem, wujem waszym,
ciała waszego szukać jezdziliśmy.
Uśmiechnęła się Ofka.
 Prawda  rzekła  puściłam się na szalone sprawy, ale jakże patrzeć na to, co się działo
i nie rozpalić się gniewem, a gniewem pałając z założonymi siedzieć rękami.
 A na cóż się to zdało, żeście siebie poświęcili, gdy daleko większe siły Zakonu ratować
nie mogły? Padł on pod Grunwaldem.
 Zakonnicy, nie Zakon!  odezwała się Ofka.  Zakon nie może paść! Nie może i nie
padnie! Wszystko się odmieni, Zakon ma złoto i opiekunów. Węgrowie pojechali do Gdańska po to
złoto, które Zygmunt kupi. Najedzie ziemie Jagiełły, który na ratunek swojego kraju śpieszyć
będzie musiał, a wówczas z całej Europy zbierzemy żołnierza, najedziemy jego ziemię i pomścimy
siÄ™ za naszych braci!
Dienheim słuchał, jak z coraz większym zapałem mówiła Ofka.
 Daj Boże, by tak było  rzekł  ale ja nie wiem, czy tak będzie, lada godzina
Marienburg zabiorÄ….
 Nigdy!  odparła dziewczyna.  Plauen już tam jest ze swymi ludzmi znad granicy. Są
tam ci, co zbiegli tego dnia nieszczęśliwego. Jagiełło się spózni i nie będzie go miał, nie będzie.
Nagle zwróciła się ku niemu.
 Mój wuj jest tu?  zapytała.  Wstrzymuje go Brochocki.
 On na zamku panem?
 Król mu go dał dzierżawą. Dziewczyna się zadumała.
 Musicie mi pomóc, abym się stąd wydobyła  rzekła.  Zakon potrzebuje usługi od
sióstr równie jak od braci, ja tu pozostać nie chcę, nie mogę.
 O!  zawołał Dienheim składając ręce  gdybym słowa rycerskiego nie dał, uciekłbym
sam z wami.
 A komużeście je dali?  zapytała Ofka.
 Temu, co mnie wziÄ…Å‚ w niewolÄ™.
 Oni słowa nie trzymają  przerwała gorąco Ofka  im go też nie ma potrzeby
dotrzymywać.
 Tak, ale słowo rycerskie sobie samemu zachować trzeba, kto się zniesławić nie chce.
Ofka popatrzyła nań i siadła, wskazując mu siedzenie. Mieszczka słuchała rozmowy z
podziwem nad dziewczęciem i ustami otwartymi.
 Pomożecie mi do ucieczki?  spytała.
 Uczyniłbym to z serca, gdybym was jak dawniej nie miłował  odezwał się Dienheim
 nie mogę was wystawiać na daremne niebezpieczeństwo. Co myślicie? powiedzcie mi. Nie
lepiejże byłoby oddać się wujowi i powrócić do matki?
Z siedzenia się porwawszy, dziewczę dłonie białe załamało spuściwszy je.
 A! tak! tak... wrócić do matki, kądziel prząść i śpiewać piosenki, i zaplatać włosy, i
uśmiechać się do mazowieckich niedzwiadków. A tak! tak!  wołała  to by było najlepiej. Alem
ja siostra, ja do Zakonu należę, ja za niego krew dać powinnam.
 I cóż ta krew pomoże?  spytał Dienheim.
 Tam, gdzie sto tysięcy ludzi nic nie czyni, tam mały robak coś może, gdy wola Boża z
nim.
Dienheim się rozśmiał, a Ofka oburzyła. Mnie teraz nie do matki, do Torunia potrzeba; oni
na nasze miasto najadą i gotowi je zabrać także, Toruń nie ma tej co Marienburg obrony.
 Na miłego Boga  przerwała dotąd w milczeniu słuchająca mieszczka  co wam też w
głowie? Cóż wy potraficie tam, gdzie tyle i takich mężów, i taka mądrość i siła.
Ofka nie zdawała się ani słuchać, ani zważać na słowa mieszczki; przechadzała się po izbie.
 Złapałam się tu jak mysz w pułapkę  rzekła zamyślona.  Jechałam z Malborka do...
nie wiem sama dokąd... ale miałam rozkazy, trzeba było uwolnić Salzbacha; byłabym go wyrwała z
rąk... a tu mnie ta nawała na tym Morągu zachwyciła.
 Toć znak, że wam się wyrzec należy wszelkich myśli próżnych  odezwał się Dienheim
 a wracać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl