[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gÅ‚oÅ›niej. - No dalej, chÄ™tnie posÅ‚ucham. WyÅ›wiad­
czam ci dużą łaskę, że przyjąłem tę sprawę.
- Pleciesz bzdury. WziÄ…Å‚eÅ› tÄ™ sprawÄ™, bo kochasz
pieniÄ…dze.
- Co takiego? - Tym razem Vince zdenerwował
się nie na żarty.
- Do diabÅ‚a, uspokój siÄ™. Zgoda, trochÄ™ przesa­
dziłem. Usiądz, proszę.
- Nie mogę siedzieć w jednym miejscu, kiedy tak
bez przerwy krążysz po gabinecie jak wściekle
głodny niedzwiedz.
Holt odwrócił się do okna, by przyjaciel nie
zobaczył wyrazu jego twarzy. Po ostatniej utarczce
z Maud miał nerwy napięte jak postronki. Powoli
stawał się wrakiem człowieka.
A wszystko z powodu obsesyjnego pragnienia, by
posiąść żonę ojca, jedyną kobietę, która była dla
niego niedostępna.
- Co siÄ™ dzieje? JakieÅ› kÅ‚opoty sercowe? - próbo­
wał wybadać Vince.
- Chyba już raz kazałem ci pilnować własnego
nosa.
Vince uniósł dłonie w geście poddania.
- Dobra, dobra, jak chcesz. Ale...
- Ale powinienem ruszyć tyłek i wziąć się do
roboty - dokończył za przyjaciela Holt.
- Sam nie wyraziłbym tego lepiej.
- Zanim pogadamy o Sandersie, czy jest coÅ›
nowego w sprawie Seymoura? - Holt wreszcie
przeszedł do rzeczy.
- W końcu udało mi się porozmawiać z doktorem
Chastainem i siostrÄ… Gilbert.
- I co?
- Nie byli ani zbyt wylewni, ani zbyt pomocni,
i raczej nie zgodzÄ… siÄ™ zeznawać w sprawie Seymou­
ra, ale... - Vince zawahał się.
- Coś mi mówi, że zakończenie tego zdania nie
przypadnie mi do gustu.
- Pewnie nie, bo pielęgniarka wyraznie się waha.
Według mnie to tylko kwestia czasu, kiedy zacznie
paplać jak najęta.
- No to mnie pocieszyÅ‚eÅ› - mruknÄ…Å‚ Holt sarkas­
tycznie.
- Co innego pan doktor. Może i coś wie, ale na
pewno będzie milczeć.
- Miejmy nadziejÄ™.
- Nadzieja może nie wystarczyć, zwłaszcza jeśli
siostrze Gilbert puszczÄ… nerwy.
- Co w zwiÄ…zku z tym proponujesz?
- Modlić się.
Holt westchnął teatralnie i zmienił temat.
- Wygrzebałeś jakieś smakowite informacje na
temat rodziny Dodsonów?
- Pewnie - odparÅ‚ Vince, któremu wróciÅ‚a pew­
ność siebie. - Stary Dodson powinien zostać opisany
w encyklopedii zdrowia. Ostatnio większość czasu
spędzał w szpitalu, i to na własne życzenie.
- Co oznacza, że albo był bardzo schorowany,
albo mamy do czynienia z przypadkiem hipochondrii.
- Właśnie.
- Można by zasugerować, że ze względu na stan
psychiczny nie powinien być operowany.
- To uczyniÅ‚oby Seymoura jeszcze bardziej win­
nym, bo nie ostrzegł pacjenta o niebezpieczeństwie.
- Niekoniecznie! - wykrzyknął Holt. - A jeśli
Seymour zwrócił mu uwagę na ryzyko, a mimo to
Dodson nalegał na operację?
- Zawsze jakiÅ› punkt zaczepienia.
- Na tyle dobry, że warto nad tym popracować.
Zrób dyskretny wywiad wśród przyjaciół Dodsona.
- W porządku, zajmę się tym - powiedział Vince.
- PoproszÄ™ Seymoura o kartÄ™ Dodsona i popytam
innych lekarzy.
- Niezły plan.
Holt potarł zesztywniały kark, próbując zwalczyć
znużenie, które nie opuszczało go od przyjazdu do
miasta.
- A co z Lucasem Sandersem? - spytał Vince.
- Nadal zamierzasz go bronić?
- Przecież już powiedziałem, że tak - rzucił Holt
niecierpliwie.
- Miałem nadzieję, że może się rozmyśliłeś.
- Gdy Holt nie odpowiadał, ciągnął dalej: - Na
przykład ja unikam skoków na zbyt głęboką wodę.
Kto wie, kiedy jakiÅ› wir wciÄ…gnie ciÄ™ na dno.
- Cóż za filozoficzna uwaga.
Vince wzruszył ramionami.
- Tylko pamiętaj, że cię ostrzegałem.
- Chcesz dostać swoje honorarium, prawda? Dla­
tego powinieneś raczej kierować się przysłowiem, że
nie gryzie się ręki, która cię karmi.
- Sanders jest nadziany, co?
- Tak. Nie bój się, potrafię zadbać o swoje
interesy.
Vince roześmiał się.
- Potrafiłbyś, gdybyś nie zachowywał się ostatnio
jak lunatyk. Dobra, pogadamy o tym kiedy indziej.
Jakie masz dla mnie polecenia?
- Zacznij pracować nad sprawÄ… Sandersa. Prze­
czytaj raport policyjny. Według mnie nic na niego nie
majÄ….
- Wielu Judzi siedziało za niewinność.
- PowinieneÅ› siÄ™ skupić na odnalezieniu praw­
dziwego mordercy Rachel Sanders.
- A więc nadal uważasz, że Lucas jest niewinny?
- Owszem, w przeciwieństwie do mojego ojca
- powiedział Holt nienaturalnie spokojnym głosem.
ROZDZIAA OSIEMNASTY
- Synu.
To krótkie słowo poraziło Holta. Nie pamiętał,
kiedy Seymour ostatni raz tak się do niego zwrócił.
Na pozór pozostał jednak chłodny i nieporuszony.
Zmusił się, by spojrzeć na stojącego w progu ojca,
ubranego w elegancki garnitur.
Jednak nawet najlepiej skrojone ciuchy nie mogły
ukryć, że Seymour byÅ‚ skrajnie wyczerpany. Zmarszcz­
ki wokół oczu i ust pogłębiły się, skóra stała się
chorobliwie blada.
Holt domyślał się, co było tego przyczyną. Każdy
kochający żonę mężczyzna zareagowałby w tych
okolicznościach tak samo.
Holt niemal się uśmiechnął. %7łałował, że nie był
świadkiem kłótni, jaka musiała się rozpętać między
jego ojcem i macochą. Chętnie popatrzyłby na ten
spektakl. Nie miał jednak wątpliwości, kto wygrał.
Pełna wdzięku i elegancka Maud była tylko na
pozór krucha i bezradna. W istocie miala bardzo silną
osobowość i potrafiła bronić swoich racji. Przekonał
się o tym na własnej skórze. Gdy ją atakowano,
oddawała ciosy. Dobrze, że spoliczkowała mnie
tylko raz, pomyÅ›laÅ‚ ponuro, bo byÅ‚bym caÅ‚y posinia­
czony.
- Masz minutę? - zapytał Seymour.
Holt usłyszał nutę niepewności w głosie ojca
i w pierwszym odruchu poczuÅ‚ do niego cieÅ„ sym­
patii. Szybko jednak przypomniał sobie, że Seymour
nie zasługuje na cieplejsze uczucia.
- Jasne - odpowiedział lekkim tonem. O ile chce
reprezentować Seymoura, musi trzymać emocje na
wodzy. Najpierw jednak powinien porozmawiać z oj­
cem o narkotykach.
Kiedy wszedł za Seymourem do gabinetu, poczuł
siÄ™ jak Daniel w jaskini lwa.
- Zjesz ze mną śniadanie? - spytał Seymour,
wskazując tacę zastawioną różnymi przysmakami.
- Napiję się tylko kawy. - Holt uznał, że lepiej
będzie mieć zajęte czymś ręce. Ilekroć widział
Seymoura, miał ochotę rzucić mu się do gardła.
ZastanawiaÅ‚ siÄ™, czy kiedykolwiek bÄ™dzie mógÅ‚ pat­
rzeć na ojca bez nienawiści.
Ujął w dłoń filiżankę i stanął przy kominku.
- Zostałem zawieszony - powiedział Seymour
żałosnym głosem.
- Chyba ciÄ™ to nie dziwi.
- Wręcz przeciwnie - zareagował szybko Sey-
mour. - Aadne podziękowanie po tym wszystkim, co
dla nich zrobiłem.
- Chyba nie muszę ci przypominać, że toczy się
przeciwko tobie śledztwo.
- Nie, do cholery, nie musisz. - Seymour powoli
wypuścił powietrze. Widać było, że próbuje się
uspokoić. - Posłuchaj, nie chcę się z tobą kłócić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl