X

 
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głośniej. - No dalej, chętnie posłucham. Wyświad�
czam ci dużą łaskę, że przyjąłem tę sprawę.
- Pleciesz bzdury. Wziąłeś tę sprawę, bo kochasz
pieniądze.
- Co takiego? - Tym razem Vince zdenerwował
się nie na żarty.
- Do diabła, uspokój się. Zgoda, trochę przesa�
dziłem. Usiądz, proszę.
- Nie mogę siedzieć w jednym miejscu, kiedy tak
bez przerwy krążysz po gabinecie jak wściekle
głodny niedzwiedz.
Holt odwrócił się do okna, by przyjaciel nie
zobaczył wyrazu jego twarzy. Po ostatniej utarczce
z Maud miał nerwy napięte jak postronki. Powoli
stawał się wrakiem człowieka.
A wszystko z powodu obsesyjnego pragnienia, by
posiąść żonę ojca, jedyną kobietę, która była dla
niego niedostępna.
- Co się dzieje? Jakieś kłopoty sercowe? - próbo�
wał wybadać Vince.
- Chyba już raz kazałem ci pilnować własnego
nosa.
Vince uniósł dłonie w geście poddania.
- Dobra, dobra, jak chcesz. Ale...
- Ale powinienem ruszyć tyłek i wziąć się do
roboty - dokończył za przyjaciela Holt.
- Sam nie wyraziłbym tego lepiej.
- Zanim pogadamy o Sandersie, czy jest coś
nowego w sprawie Seymoura? - Holt wreszcie
przeszedł do rzeczy.
- W końcu udało mi się porozmawiać z doktorem
Chastainem i siostrą Gilbert.
- I co?
- Nie byli ani zbyt wylewni, ani zbyt pomocni,
i raczej nie zgodzą się zeznawać w sprawie Seymou�
ra, ale... - Vince zawahał się.
- Coś mi mówi, że zakończenie tego zdania nie
przypadnie mi do gustu.
- Pewnie nie, bo pielęgniarka wyraznie się waha.
Według mnie to tylko kwestia czasu, kiedy zacznie
paplać jak najęta.
- No to mnie pocieszyłeś - mruknął Holt sarkas�
tycznie.
- Co innego pan doktor. Może i coś wie, ale na
pewno będzie milczeć.
- Miejmy nadzieję.
- Nadzieja może nie wystarczyć, zwłaszcza jeśli
siostrze Gilbert puszczą nerwy.
- Co w związku z tym proponujesz?
- Modlić się.
Holt westchnął teatralnie i zmienił temat.
- Wygrzebałeś jakieś smakowite informacje na
temat rodziny Dodsonów?
- Pewnie - odparł Vince, któremu wróciła pew�
ność siebie. - Stary Dodson powinien zostać opisany
w encyklopedii zdrowia. Ostatnio większość czasu
spędzał w szpitalu, i to na własne życzenie.
- Co oznacza, że albo był bardzo schorowany,
albo mamy do czynienia z przypadkiem hipochondrii.
- Właśnie.
- Można by zasugerować, że ze względu na stan
psychiczny nie powinien być operowany.
- To uczyniłoby Seymoura jeszcze bardziej win�
nym, bo nie ostrzegł pacjenta o niebezpieczeństwie.
- Niekoniecznie! - wykrzyknął Holt. - A jeśli
Seymour zwrócił mu uwagę na ryzyko, a mimo to
Dodson nalegał na operację?
- Zawsze jakiś punkt zaczepienia.
- Na tyle dobry, że warto nad tym popracować.
Zrób dyskretny wywiad wśród przyjaciół Dodsona.
- W porządku, zajmę się tym - powiedział Vince.
- Poproszę Seymoura o kartę Dodsona i popytam
innych lekarzy.
- Niezły plan.
Holt potarł zesztywniały kark, próbując zwalczyć
znużenie, które nie opuszczało go od przyjazdu do
miasta.
- A co z Lucasem Sandersem? - spytał Vince.
- Nadal zamierzasz go bronić?
- Przecież już powiedziałem, że tak - rzucił Holt
niecierpliwie.
- Miałem nadzieję, że może się rozmyśliłeś.
- Gdy Holt nie odpowiadał, ciągnął dalej: - Na
przykład ja unikam skoków na zbyt głęboką wodę.
Kto wie, kiedy jakiś wir wciągnie cię na dno.
- Cóż za filozoficzna uwaga.
Vince wzruszył ramionami.
- Tylko pamiętaj, że cię ostrzegałem.
- Chcesz dostać swoje honorarium, prawda? Dla�
tego powinieneś raczej kierować się przysłowiem, że
nie gryzie się ręki, która cię karmi.
- Sanders jest nadziany, co?
- Tak. Nie bój się, potrafię zadbać o swoje
interesy.
Vince roześmiał się.
- Potrafiłbyś, gdybyś nie zachowywał się ostatnio
jak lunatyk. Dobra, pogadamy o tym kiedy indziej.
Jakie masz dla mnie polecenia?
- Zacznij pracować nad sprawą Sandersa. Prze�
czytaj raport policyjny. Według mnie nic na niego nie
mają.
- Wielu Judzi siedziało za niewinność.
- Powinieneś się skupić na odnalezieniu praw�
dziwego mordercy Rachel Sanders.
- A więc nadal uważasz, że Lucas jest niewinny?
- Owszem, w przeciwieństwie do mojego ojca
- powiedział Holt nienaturalnie spokojnym głosem.
ROZDZIAA OSIEMNASTY
- Synu.
To krótkie słowo poraziło Holta. Nie pamiętał,
kiedy Seymour ostatni raz tak się do niego zwrócił.
Na pozór pozostał jednak chłodny i nieporuszony.
Zmusił się, by spojrzeć na stojącego w progu ojca,
ubranego w elegancki garnitur.
Jednak nawet najlepiej skrojone ciuchy nie mogły
ukryć, że Seymour był skrajnie wyczerpany. Zmarszcz�
ki wokół oczu i ust pogłębiły się, skóra stała się
chorobliwie blada.
Holt domyślał się, co było tego przyczyną. Każdy
kochający żonę mężczyzna zareagowałby w tych
okolicznościach tak samo.
Holt niemal się uśmiechnął. %7łałował, że nie był
świadkiem kłótni, jaka musiała się rozpętać między
jego ojcem i macochą. Chętnie popatrzyłby na ten
spektakl. Nie miał jednak wątpliwości, kto wygrał.
Pełna wdzięku i elegancka Maud była tylko na
pozór krucha i bezradna. W istocie miala bardzo silną
osobowość i potrafiła bronić swoich racji. Przekonał
się o tym na własnej skórze. Gdy ją atakowano,
oddawała ciosy. Dobrze, że spoliczkowała mnie
tylko raz, pomyślał ponuro, bo byłbym cały posinia�
czony.
- Masz minutę? - zapytał Seymour.
Holt usłyszał nutę niepewności w głosie ojca
i w pierwszym odruchu poczuł do niego cień sym�
patii. Szybko jednak przypomniał sobie, że Seymour
nie zasługuje na cieplejsze uczucia.
- Jasne - odpowiedział lekkim tonem. O ile chce
reprezentować Seymoura, musi trzymać emocje na
wodzy. Najpierw jednak powinien porozmawiać z oj�
cem o narkotykach.
Kiedy wszedł za Seymourem do gabinetu, poczuł
się jak Daniel w jaskini lwa.
- Zjesz ze mną śniadanie? - spytał Seymour,
wskazując tacę zastawioną różnymi przysmakami.
- Napiję się tylko kawy. - Holt uznał, że lepiej
będzie mieć zajęte czymś ręce. Ilekroć widział
Seymoura, miał ochotę rzucić mu się do gardła.
Zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie mógł pat�
rzeć na ojca bez nienawiści.
Ujął w dłoń filiżankę i stanął przy kominku.
- Zostałem zawieszony - powiedział Seymour
żałosnym głosem.
- Chyba cię to nie dziwi.
- Wręcz przeciwnie - zareagował szybko Sey-
mour. - Aadne podziękowanie po tym wszystkim, co
dla nich zrobiłem.
- Chyba nie muszę ci przypominać, że toczy się
przeciwko tobie śledztwo.
- Nie, do cholery, nie musisz. - Seymour powoli
wypuścił powietrze. Widać było, że próbuje się
uspokoić. - Posłuchaj, nie chcę się z tobą kłócić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.