[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Natalie obrzuciła go pełnym dezaprobaty spojrzeniem.
- Chyba nie nale\ysz do facetów, którzy uwa\ają, \e ka\da
dziewczyna, która dba o te sprawy, to dziwka?
- Oczywiście, \e nie - zapewnił ją szybko.
- W takim razie, w czym problem?
- No có\, na podstawie mojego własnego doświadczenia wiem,
\e większość kobiet zdaje się w tej sprawie na mę\czyznę.
- Nie nale\ę do większości kobiet - odburknęła Natalie, z
niechęcią myśląc o tych innych, które trzymał w ramionach.
- Wcale tak nie twierdzę, ale nie uwa\asz, \e powinnaś była mnie
uprzedzić?
- Uprzedzić cię?! Dobre sobie! Ciekawe jak. Miałam mo\e
powiedzieć: nie martw się, najdro\szy, mam zało\oną spiralkę? Poza
tym - popatrzyła na niego niechętnie - nie pytałeś.
- Masz rację. To ja powinienem był cię spytać.
- Tak! Powinieneś był!
Przez dłu\szą chwilę mierzyli się gniewnym wzrokiem. Wreszcie
Lucas wzdychając cię\ko przerwał ten milczący pojedynek.
- No, nie! Czy\byśmy się znowu kłócili?
- Chyba tak. Prawie.
- Ale o co? Do licha ciÄ™\kiego!
- Sama nie wiem - mruknęła.
- Więc pogódzmy się. Zgoda?
- Zgoda - przytaknęła. Jedli w milczeniu.
- Czy\by ta cisza oznaczała, \e nie mamy sobie nic do
powiedzenia, kiedy się nie kłócimy? - przerwał milczenie Lucas.
- Mo\e. W takim razie zdradz mi w końcu, co znajduje się w tej
zamazanej części twoich akt ze słu\by w wojsku - zaproponowała. - O
to na pewno się nie pokłócimy.
Lucas uśmiechnął się do niej znad talerza.
- No, nie wiem. A co będzie, jeśli powiem ci, \e to ściśle tajne?
- Mo\e jednak uchyliłbyś rąbka tajemnicy?
- Ju\ to zrobiłem. Mówiłem ci, \e zajmowałem się łamaniem
szyfrów.
- Akurat! - prychnęła Natalie. - A gdzie nauczyłeś się tego całego
kungfu, którym popisywałeś się w barze?
- Widzę, \e wmówiłaś sobie, \e byłem jakimś superagentem do
walki z KGB, co? - Lucas pokiwał głową. - To wcale nie było tak,
dziecinko. śadnych agentów, niebezpiecznych akcji, tajemniczych
spotkań. Po prostu \mudna, rutynowa robota, którą ka\dy rząd woli
trzymać w sekrecie.
- A kungfu? - upierała się Natalie.
- Przeszkolenie w wojsku.
- No, niech ci będzie - przystała niechętnie. W głębi duszy wcale
mu nie wierzyła. Niełatwo było po\egnać się z romantycznym
bohaterem, którego wymyśliła.
Lucas z rezygnacją pokręcił głową. Natalie przyglądała się mu
uwa\nie. Ciekawe, czy ten ocenzurowany fragment dotyczył jedynie
słu\by w kontrwywiadzie? - pomyślała. Chyba nigdy się tego nie
dowiem.
- A więc opowiedz mi, jak to właściwie było z tymi telefonami
do Sherri - spytała.
- Telefonami do Sherri? Jakimi telefonami?
- No, dziś po południu, kiedy wróciliśmy ze strzelnicy. Mówiłeś,
\e Dobbs do niej dzwonił, pamiętasz?
- A, to. To wcale nie był Dobbs. A raczej, nie sądzę, \eby to był
on - poprawił się.
- To kto?
- Z tego, co mówiła Sherri, wyglądało to na jedną z tych agencji,
zajmujących się opornymi dłu\nikami. No wiesz, dzień dobry, pani
Peyton. Nasza agencja przejęła pani dług i chcielibyśmy wiedzieć,
kiedy mo\emy spodziewać się jego spłaty.
- A więc była mowa o jakimś nie spłaconym długu?
- Nie mam pojęcia. Sherri była zbyt zdenerwowana i niczego nie
potrafiła powtórzyć.
- Zało\ę się, \e Coffey musiał być wściekły - uśmiechnęła się
Natalie. - Przejechał taki kawał drogi, a tu nic.
- Nie zauwa\yłem. On i ten drugi zjawili się zaraz po mnie.
Kiedy okazało się, \e Sherri nie potrafi powiedzieć nic poza tym, \e
dzwonił ktoś w sprawie jakichś pieniędzy, podziękowali za
zawiadomienie i szybko odjechali.
- Coffey nie znosi rozhisteryzowanych kobiet. Tata mówi, \e
Coffey wolałby stanąć oko w oko ze zbzikowanym narkomanem
uzbrojonym w karabin maszynowy, ni\ mieć do czynienia z jedną
histeryczką. Zało\ę się, \e Sherri dała niezły popis - zauwa\yła
Natalie złośliwie.
- Była po prostu bardzo zdenerwowana. - Lucas rzucił jej pełne
dezaprobaty spojrzenie. - Zresztą, czy mo\na ją za to winić. Nie dość,
\e straciła mę\a, to jeszcze okazuje się, \e tonie w długach. Chyba nie
miała pojęcia, jaka była ich sytuacja finansowa.
- To mnie nie dziwi - odpowiedziała Natalie. - Konto w banku
było na Ricka Peytona. Co miesiąc Sherri dostawała jakąś sumkę na
utrzymanie domu. Sądzę, \e Sherri nawet nie wiedziała, ile mają
pieniędzy. Robiąc jakieś większe zakupy płaciła kartą kredytową albo
prosiła ukochanego mę\a.
- Widzę, \e nie podoba ci się taki układ.
- A tobie? Tylko szczerze.
- Szczerze? No, có\... - zamyślił się Lucas. Prawdę mówiąc,
nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale z pewnością taki system był
lepszy ni\ umowa, jaką zawarł ze swoją pierwszą \oną. Madeline
nalegała, \eby oboje mieli oddzielne konta i płacili za wszystko po
równo. Tak jakby nie byli mał\eństwem, ale parą współlokatorów.
- Nie wierzę, \e odpowiadałby ci podobny układ - ciągnęła
Natalie. - Do licha, czy naprawdę sądzisz, \e tak powinny wyglądać te
sprawy między dwojgiem bliskich sobie ludzi?
- Hm... to chyba niegłupie rozwiązanie.
- Niegłupie?! Lucas, zastanów się przez chwilę! - oburzyła się
Natalie. - Postaw siÄ™ na miejscu takiej \ony. Wszystkie pieniÄ…dze sÄ…
na koncie twego mÄ™\a. Nie wiesz, ile tego jest. Co miesiÄ…c dostajesz
jakąś tam sumę, zupełnie jakbyś był dzieckiem. Za ka\dym razem,
kiedy chcesz kupić sobie nową sukienkę albo parę rajstop, musisz
prosić mę\a o pieniądze. No, jakbyś się wtedy czuł?! - Natalie z
trudem hamowała gniew. Ten temat działał na nią jak czerwona
płachta na byka. - Nawet jeśli za ka\dym razem dostawałbyś te
pieniądze, to sam fakt, \e musiałbyś o nie prosić, byłby upokarzający.
No i gdyby pewnego dnia twój mą\ nagle umarł tak jak Rick? Sam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl