[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dowoleniem. Ale obejdÄ… siÄ™. Nie ma co.
Obejrzał ich wszystkich po kolei, jakby oceniając dodatko-
wo, a potem powiedział spokojnie:
- Tak. A teraz szybko i bez kłamstw. Co jeszcze się stało?
Co wszyscy przede mnÄ… ukrywacie?
Chwila - i wszyscy znowu zrobili siÄ™ inni. Teraz wszyscy
czuli się niezręcznie i w tym stanie niezręczności-wstydliwości
bardzo się. ró\nili. Tutaj ka\dy ju\ był samym sobą.
- Nikolas... - powiedział wreszcie, tak samo nie patrząc mu
w oczy, Kuzma Iwanowicz. Najwyrazniej postanowił (i absolut-
nie słusznie), \e ze względu na stanowisko, powinien mówić
właśnie on. Ale od razu zamilkł.
- Tak, Nikolas. Bardzo dobrze. Co z Nikolasem? Co wy siÄ™
tak wstydzicie? Co on tam znowu narobił, ten zdrajca? Ten ban-
dyta... No?
Jednak Kuzma Iwanowicz nie przyjÄ…Å‚ tego tonu. Znowu za-
czął postękiwać, prawie \ałośnie, i zrobił nieszczęsną minę, jak-
by nagle rozbolał go ząb.
I wtedy zrozumiał.
- Nieprawda - powiedział, walcząc z nagłą dusznością.
- Prawda, Stanisławie Zinowiewiczu.
Dziwne, ale nie odczuł tego. Jakaś pustka i zimno zapano-
wały w nim w środku. Ale chyba czekałem na to, pomyślał jak
o czymś obojętnym. A mo\e nawet tego chciałem? Nikczem-
ność... Nikczemność!
- Kiedy? - zapytał z wysiłkiem. To wszystko teraz ju\ było
niewa\ne. Nieistotne. Szczegóły.
- Dzisiaj. Raczej wczoraj. O dziesiÄ…tej wieczorem.
- Jak to się stało?
- Wylew krwi do mózgu.
- Co?!
- Wylew krwi do mózgu.
- Bzdura! - powiedział. - Skąd macie takie dane?
Kuzma Iwanowicz coś tam odpowiedział - coś takiego, \e
dane są zupełnie pewne, ale ju\ go nie słuchał.
"...Tylko nie zabijaj go... Proszę... Przecie\ go obraziłeś.
Zlituj siÄ™..."
Oto w jaki sposób wszyscy na mnie patrzą, pomyślał. A ja
wyobraziłem sobie, \e patrzą (podpatrują po cichu, ze smutkiem
w oczach, prawie pochlipują) ze współczuciem, z \ałością, z przy-
gnębieniem i ubolewaniem. Nic podobnego. Oni wszyscy na mnie
Strona 143
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
patrzyli z zachwytem - z niespokojnym zachwytem, dumni i prze-
ra\eni, nieśmiało i radośnie, z chciwą przestraszoną ciekawością,
z podziwem i ulgą - dlatego z ulgą, \e wszystko, dzięki Bogu,
ju\ się skończyło i teraz jest ju\ po wszystkim... Tak chyba prze-
stępcy po cichu patrzą na swojego herszta, który przed chwilą
zar\nÄ…Å‚ kolejnego rywala...
Spokojnie. Trzeba spokojniej, powiedział do siebie. Mają ra-
cję: ju\ po wszystkim. Nie ma człowieka - nie ma problemu (tak
na pewno myśli Edik, to jest wypisane na jego twarzy). Zrobiło się
jakoś samo, i - dobrze (Kuzma Iwanowicz). Powinien wiedzieć,
na co idzie (Kronid - ten nie wybacza zdrad, po prostu ich nie
rozumie). No, Stary! Ale\ dał czadu! (Ogólna opinia). I - wspólny
oddech ulgi (co, tak d propos, stanowczo udowadnia mi: nie doce-
niałem Nikolasa. I niesłusznie. Okazuje się, \e wzbudzał najpo-
wa\niejsze obawy, je\eli to wszystko tak traktujÄ…, je\eli tego wy-
darzenia nie uwa\ają za strzelanie z armaty do wróbla).
"...Tylko nie zabijaj go... Proszę... Przecie\ go obraziłeś.
Zlituj się...", muszę jej o tym powiedzieć. Nie, nie, ale nie teraz,
potem... I lepiej - nie ja.
.. .Wszystko się skończyło. Wszystko zawsze się kończy, trze-
ba tylko wytrzymać. W polityce jak w nauce: zwycię\a nie ten, kto
ma rację, a ten, kto dłu\ej \yje. Gdzie wy wszyscy jesteście, po-
trząsacze dusz, przywódcy i oratorzy, dowódcy i krzykacze? A ja
- jestem tutaj, wysoki i zgrabny... Cynizmu, cynizmu więcej -
dobrze robi na wÄ…trobÄ™... ProszÄ™, jak wszyscy na mnie patrzÄ…, psy!
Ju\. Ju\ poradziłem. Teraz najwa\niejsze - prawidłowy ton.
- Kronidzie Siergiejewiczu - powiedział i mimochodem ucie-
szył się, \e jego głos brzmi tak, jak zawsze... jak głos wydający
rozkazy. - Poproszę pana o następujące sprawy. Wdowie emery-
turÄ™. Ze specfunduszu...
- Rozwiódł się - powiedział Kronid cicho. - Ale zostały dzieci.
- To znaczy, rentę dzieciom... Będzie pan musiał być na
pogrzebie, wszyscy pana znajÄ…. Wieniec. Mowa. I tak dalej, sam
pan wie.
- Zrozumiałem. Będę.
- Dalej. W gazetach dobry artykuł: "Opuścił nas jeden z naj-
sławniejszych zało\ycieli Ruchu Uczciwych"...
- Oczywiście - powiedział Kronid.
- Ja napiszę, panie Prezydencie - powiedział Edik z zado-
woleniem, którego ju\ nie ukrywał.
- Dobrze. Dziękuję Ediku. Dalej... Co jeszcze? Niczego nie
przegapiłem?
- Niech pan się nie martwi, panie Prezydencie - powiedział
Kuznia Iwanycz. - My sami wszystko zrobimy. Tak jak trzeba.
Nie zawiedziemy.
- Czujecie ulgę? - Nie trzeba było tego mówić, ale powie-
dział.
- Hm... A co? Czujemy... Baba z wozu, koniom l\ej. SÅ‚y-
szał pan taką mądrość ludową?
Widać było, \e Kuzma Iwanowicz naprawdę się rozgniewał.
Spokojnie, znowu powiedział do siebie. Nie kłóć się z nimi. Nie
zmienisz ich. I nikogo nie zmienisz. Niczego i nikogo nie mo\na
zmienić...
- Panie Prezydencie - powiedział Edik pojednawczo. - Wszy-
scy panu współczujemy. Ale równie\ rozumiemy, \e nie mo\na
było inaczej. Wiem, \e pan nie lubi rozmawiać na ten temat...
- Na jaki taki temat nie lubię rozmawiać?
- N-no, proszÄ™, panie Prezydencie. Nie trzeba. Tego proble-
mu po prostu nie mo\na było inaczej rozwiązać. A ten wariant,
na litość boską, nie jest najgorszy. Kronid słusznie powiedział:
powinien wiedzieć, na co idzie.
- Na co? Na co "idzie"?
Edik z obra\oną miną zacisnął usta i zamilkł. Najśmieszniejsze
było to, \e przecie\ rzeczywiście chciał, \e tak powiem, pomóc...
wyrazić współczucie w taki sposób... poprzeć... usprawiedliwić...
- Baby - powiedział do nich, nie chcąc ju\ dłu\ej się po-
wstrzymywać. - Ile razy mam to tłumaczyć? Za kogo mnie uwa-
\acie, chłopaki moje? Za potwora?
Strona 144
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
- Panie Prezydencie!... - krzyknął zaniepokojony i cały bla-
dy Edik.
! 'ii
- A, do diabła z wami wszystkimi! Mam ju\ tego w końcu dość. l
Nie rozumiecie, \e to jest poni\ajÄ…ce? Za ka\dym razem patrzycie'
na mnie, jak dzieci na złego czarownika, jak banda przestępców na
swojego herszta... I przestańcie mówić do mnie Prezydencie! -"
krzyknÄ…Å‚. - Co to za maniera? Nie jestem na razie \adnym prezyden-*
tem! I nigdy nim nie zostanę, je\eli będę miał zespół składający się
z przesÄ…dnych, zabobonnych bab! Wstyd! Wierzycie tanim bajkom,
plotkom... i sami te plotki płodzicie. Myślicie, \e tak będzie lepiej?
Nie będzie. Prawda jest jak gwózdz, z ka\dego worka sterczy...
Zamilkł. To było bez sensu. Ju\ pora, \eby zrozumiał, \e ta^
kie mowy są zupełnie bez sensu. Wierzą tak zwanym faktom^
a nie jemu. SÄ… przekonani, \e od niego nic nie zale\y, \e po pro*
stu taki jest - i to dobrze. Im to siÄ™ podoba. To ich zadowala
i wzmacnia ich wiarÄ™. Bo to - dla dobra sprawy. A wszystko, co
jest dla dobra sprawy - jest dobre. "Taki jest nasz świat - od
pępowiny rozdzielony na dwie części" - na "dobrze dla sprawy"
i "zle dla sprawy", na nasze i nie nasze, na korzyść i na szkodę.
Zrodka nie ma. I nie trzeba. Po co komplikować rzeczy i bez tego
dość ju\ skomplikowane?
.. .Czemu, właściwie, to mnie tak wkurza? Czemu nie zaak-
ceptować sytuacji taką, jaka jest? Przecie\ z pewnego punktu wi-
dzenia, całkiem naturalnego, mają absolutną rację. Kim dla nich
jestem? Nie wyró\niam się ani jakąś specjalną mądrością, ani
wiedzą, na ludziach znam się tak sobie, często się mylę, progno-
zista ze mnie słaby, intuicji \adnej, sytuację polityczną czuję go-
rzej od wielu innych... Po prostu jestem pierwszym w historii
politykiem, który wybiera swój zespół na zasadzie uczciwości
i bezinteresowności. I który zawsze jest uczciwy w stosunku do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl