[ Pobierz całość w formacie PDF ]

warzy się piwo, a przy tym usiłowałem zdobyć się na odwagę, aby zapytać, czy
tam, do holeszowickiej rzezni, nie przywiezli w zeszłym roku jagniątka z naszego
miasteczka. Ale nie miałem dość siły i odwagi, więc pożyczyłem jeszcze klucze
i pokazałem panu Rybinowi, jak w stolarni robią beczki. A kiedy już zamknąłem,
obróciłem się.
 Proszę pana  spytałem  czy rzeznicy z holeszowickiej rzezni, ci dwaj,
co tu w zeszłym roku zarżnęli stado owiec, nie przywiezli ze sobą małej owieczki,
nie przywiezli baranka?
 Przywiezli, chłopcze  odpowiedział pan Rybin.  No, teraz to już z nie-
go nie lada zuch! Biega po rzezni i ma czerwoną obróżkę, a na niej duży mosiężny
dzwonek.
 Bardzo się cieszę  powiedziałem  ale, proszę pana, czy tego baranka
trzymacie ot tak sobie, dla zabawy?
 Skądże znowu, chłopcze, ma on w rzezni swoje obowiązki! Czy ty wiesz,
ile owiec zabija się w ciągu tygodnia? Setki, a bywa, że i tysiące. A owce przed
ubojem muszą być w kojcach, żeby się im wnętrzności wyczyściły, i tak są osła-
bione z tęsknoty, że trzeba niemało wysiłku, żeby je zapędzić pod nóż. A więc
puszczamy baranka z dzwonkiem i on chodzi od jednego kojca do drugiego, tak
długo, jak potrzeba, a owieczki, słysząc wesołe brzęczenie, podnoszą się i idą za
nim, a on nam je przyprowadza wprost pod nóż. I za każdym razem dostaje krom-
kÄ™ chleba posypanego solÄ…. On to bardzo lubi. I to jest nagroda za jego pracÄ™.
Rozumiesz, chłopcze?
 Nie rozumiem, proszę pana  powiedziałem.  Ale jak dorosnę, to na
pewno zrozumiem.
CZERWONA KONICZYNA
Ksiądz dziekan Spurny, ilekroć wykładał nam historię biblijną, umiał mówić
tak cicho i łagodnie, że my zawsze mieliśmy wrażenie, że ksiądz dziekan na-
wet duchem nie przebywa w klasie ani w naszym miasteczku, ale zupełnie gdzie
indziej, tam gdzieś w ziemi Kanaan, że płynie po Jeziorze Genezaret albo jest
w Tarsie.
Ze wszystkich cudów, jakie się wówczas zdarzyły, najpiękniejsza była historia
świętego Pawła. Wzruszała mnie myśl, że oto jadę na rowerze i nagle uderza grom
z jasnego nieba, ja spadam z roweru i staję się naraz zupełnie kimś innym, całkiem
odmienionym człowiekiem.
Ksiądz dziekan zapewne chętnie opowiadał o świętym Pawle dlatego, że sam
pewnego popołudnia wiózł w swoim aucie baronową z Cyprysów i kiedy jechał
główną ulicą i zmieniał biegi, zamiast za dzwignię zmiany biegów chwycił za
kolano baronową z Cyprysów i wpadł na wystawę sklepu pana Milana Hendry-
cha, który sprzedawał cudowne koszule, a więc prócz rozbitego szkła z przedniej
szyby na koszulach na wystawie nic się nie stało ani jemu, ani nawet pani baro-
nowej z Cyprysów. A ja wierzyłem święcie, że tylko cudem uszedł z życiem, bo
wszystkie koszule, jakie sprzedawał pan Milan Hendrych, przynosiły szczęście.
Co tydzień za szybą wystawy i w  Gazecie Obywatelskiej rzucała się w oczy
reklama:
 Podczas bójki na Cygance w Drahelnicach cygański handlarz Lajosz Różycz-
ka został pchnięty nożem w serce, ponieważ jednak Lajosz Różyczka miał na so-
bie koszulę od Milana Hendrycha, ulica Palackiego 156, nic mu się nie stało. . . 
Co tydzień otwierałem  Gazetę Obywatelską i znajdowałem tam nowy
cud. . .
 Pod rusztowaniem, które się niespodziewanie osunęło, znaleziono czeladnika
murarskiego Józefa Bandrę, ponieważ jednak miał on na sobie koszulę od Milana
Hendrycha, ulica Palackiego, nic mu się nie stało. . . 
I tak co tydzień coraz to nowy cud. . .
 Przejechany przez pociÄ…g. . .   Podczas polowania na kuropatwy postrzelo-
ny został z bliska myśliwy, ponieważ jednak miał na sobie koszulę od Milana
Hendrycha, ulica Palackiego, nic się nikomu nie stało. . . 
86
A więc i ksiądz dziekan podczas tego wypadku, kiedy chwycił panią baronową
z Cyprysów za kolano, miał zapewne na sobie koszulę od Milana Hendrycha, ulica
Palackiego, gdy wjechał swoim samochodem na wystawę i nic mu się nie stało. . .
Dwa razy w tygodniu na lekcjach religii miałem na sobie koszulę od Milana
Hendrycha, tak zresztą jak cała reszta chłopaków, bo całe miasteczko kupowało
koszule nie gdzie indziej, ale właśnie przy ulicy Palackiego.
Ksiądz dziekan chodził między ławkami i jego głos rozbrzmiewał cicho, szedł
cicho i oglądał się. . . A Jezus wsiadłszy do łodzi płynął do ziemi Kanaan. . . Za-
wazal wyrzynał nożem wielkie serce na ławce, pozostali uczniowie słuchali ci-
chego głosu, który płynął wraz z Jezusem do ziemi Kafarnaum. . . i nagle Zawa-
zal uderzył głową w wierzch ławki, nosem rąbnął o drewno, aż krew mu pociekła,
i krzyknął, wszyscy uczniowie drgnęli ze strachu, ale ksiądz dziekan nadal chodził
cicho. Zawazal wycierał nos, a Pan Jezus mówił do swoich uczniów:  Czemu bo-
jazliwi jesteście, małej wiary? I cichy głos księdza dziekana rozlegał się w klasie,
ja bawiłem się śrutem z opuszczanej lampy, ksiądz dziekan wyglądał przez okno
i nagle dopadł mojej ręki, odebrał mi pełną garść tego śrutu i poszedł dalej, nikt ni-
czego nie zauważył, i ksiądz dziekan nadal płynął po Jeziorze Genezaret do ziemi
Kafarnaum. A kiedy zapadła najwspanialsza cisza i głos księdza dziekana unosił
się nad wodami, nagle zabolała mnie straszliwie ostrzyżona do skóry głowa, taki
grad spadł na nią z góry, krzyknąłem i chwyciłem się za głowę podziobaną wprost
garścią śrutu, którą ktoś z góry cisnął z całej siły na moją głowę. . . krzyczałem,
wszyscy obejrzeli się przerażeni, ale ksiądz dziekan szedł już dalej, jego dłoń by-
ła pusta, na ziemi walał się śrut, a głos księdza dziekana płynął z uczniami po
jeziorze Genezaret do ziemi Kafarnaum. . .
I tak podczas lekcji religii za każdym razem co najmniej cztery razy rozle-
gał się krzyk któregoś z uczniów, z góry spadał straszliwy cios, który zwalał ba-
wiącego się ucznia na ławkę, za każdym razem jednak ksiądz dziekan nadal się
przechadzał i nikomu spośród uczniów nic się nie stało, bo każdy miał na sobie
koszulÄ™ z firmy Milan Hendrych, ulica Palackiego 156.
Ksiądz dziekan w ogóle bywał taki rozmarzony. W lecie przeprowadzał się
z plebanii do wieży w murach obronnych, do wikarówki, która znajdowała się
na ostatnim piętrze tej baszty. Trzeba było wspinać się tam po schodach, a kiedy
otwarły się drzwi wikarówki, ukazywał się ogromny pokój o zupełnie sczernia-
łych belkach, a trzy niewielkie okienka świeciły we dnie tak jasno, że aż w tym
półmroku bolały oczy. Tutaj ksiądz dziekan miał swoją letnią siedzibę, miał tu
łóżko i stół, i krzesła, i ławy pod oknami. Tu też raz do roku zapraszał uczniów
uczęszczających na lekcje religii, żeby mu wyszorowali schody i wymyli podłogę.
I za każdym razem zostawiał nas samych, wiedział bowiem, że wszyscy wiemy
ze szkoły, że gdybyśmy robili coś takiego, czego nie powinno się robić, to z góry
przyleci cios, takie uderzenie w twarz, które każdego zwaliłoby na podłogę albo
87 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl