X

 
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ojca w ucho syna po spo�u ze s�owami pacierza snuj�c si� w czasie, g�osi�o, i� sk�dsiS, od
jakowegoS jeziora Gop�a z królem pradawnym, przepot�nym, wielkim i szczodrym szli w te
strony na Rwiecie, Gniew, Tczew, Gda�sk a� do fal morza. Rwi�ta i czczona klechda domo-
wa Swiadczy�a nadto, i� od owego pradawnego króla za wielkie na wojnie wys�ugi praszczur
rodu otrzyma� nad PiaSnickim Jeziorem sp�ache� lasu niema�y - od wielkiej wody w gór� a�
do zaciosanego buka na polanie, od buka a� po pa�yc� i znowu w dó� do urodzajnego nad
wod� osieka.
Bór ów le�a� na wschodnim brzegu jeziora, nachyla� si� wraz z ziemi� ku wielkiej wodzie,
schodz�c a� na samo wybrze�e. Pradziadowie, dziady i ojce karczowa�y go w�asnymi r�ko-
ma. Wyci�y buki i d�by, sosny i modrzewie, a� do samych olch rozrastaj�cych si� zast�pem
szerokim ponad jeziorem. W�asnymi r�koma wydziera�y korzenie pniów, d�ugie na dziesi�tki
stóp cz�owieczych, wyszarpywa�y serdeczne korzenie g��bokie na dwa ch�opa, ci�gn�y na
wierzch odnogi i baty ja�owca, k��cze jerku, g�ogów i tarniny. Pali�y je na wielkich stosach
i popió� rozsypywa�y na ziemi�. Wynios�y na ramionach i w d�ugie posk�ada�y kamionki na
miedzy swej dziedziny wielkie, okr�g�e, wySlizgane g�azy, które sam tylko diabe� móg� pozo-
stawi� w tym lesie. A� wreszcie spod siekiery i gracy wyjrza�a rola czysta a urodzajna nad-
spodziewanie.
NiegdyS w przesz�oSci ojcowie wznieSli poSrodku dziedziny z pot�nych modrzewiowych
Sniatów i p�azów dom okaza�y, dworzyszcze na ca�y ród potomny. Wystawa dworu patrza�a
w stron� wielkiego jeziora. Nad czarnym i osadzistym dachem gontowym sta�y pozostawione
z prawieku cztery lipy tak olbrzymie, i� ich korony by�y jako puszcza sama w sobie. Sta�a
przy w�g�ach domu grusza polna, dzika, leSna, która si� przecie z ludxmi zesz�a, zros�a, sto-
warzyszy�a, a nawet lepszy w czasie owoc wydawa� pocz�a, gdy jej korzenie gnojem swoim
i gnojem zwierz�t ob�askawionych syci� j�li.
W pobli�u osady, a w poprzek pól na Swiat wydanych sz�a droga z ko�ca Swiata, z Gda�cza
samego, z Krokowa, dziedzictwa Gneomara Wikerade, darowizny ksi�cia Mestwina - z Darzlu-
bia, dziedzictwa rycerza Rados�awa ze Strugi, z Ch�apowa i z Pucka. A sz�a ta droga ku wyj-
Sciu PiaSnicy z jeziora, dalej na Wierzchuceno i w niesko�czony Swiat, k�dyS na Bia�ogród u �e-
79
by, na S�upsk i na sam Szczecin, Droga by�a borowa, puszcza�ska, korzeniami przeroSni�ta
i wlok�ca si� bagien smugami - w bród przechodzi�a potoki, strumienie i ci�kie odnogi kar-
wi�skich a ch�apowskich mokrade�, lecz na owe czasy jedyna i g�ówna w tej stronie.
W wiosenny dzie� siedzia� pod lipami na �awie prastary Wyszka Zamk Trzebiatowski i za-
mglonymi oczyma patrza� w jezioro. Widzia� je z tego miejsca ca�kowite, na mil� z gór� d�u-
gie, na �wier� mili szerokie. Nogi mu ju� ci�ka staroS� p�ta�a, wzrok przy�mi�a, krzy� w pa-
��k zgi�a. Zerwa� by� Sci�gna nóg przed laty, gdy jako m�� dojrza�y przebiega� z ksi�ciem
Swiantopo�kiem knieje z tej i tamtej strony wiSlanej, Slizgaj�c si� po lodach albo wp�aw wody
gruntuj�c - gdy mkn�� jakoby na skrzyd�ach za Note� lub Oss�, niczym za t� ot - PiaSnic�.
Wyszka SciSle nie wiedzia� - kromki przecie swych poczyna� nie pisa� - ile mu by�o. Miarko-
wa� przecie po wieku dzieci, zwierz�t i rozroScie drzew, i� pod sto lat doci�gn��. Nie móg�
ju� teraz nie tylko z oszczepem i rogaczem na tura w puszczy g��bokiej, nie tylko z kusz� na
�osia w karwi�skim moczarze, lecz nawet �uku ja�owcowego nie móg� celnie za�y� na s�onk�
ponad jeziorem w podwioSnie ci�gn�c�. Gdy s�ysza�, jak pochrapuje o zmierzchu, w górze -
chrap - chrap - serce w nim dygota�o i �al w piersiach doskwiera�.
Teraz, skoro przemin�a groxna, t�ga zima ostatnia i zapachnia� znowu czarodziejski maj, jer-
czyk �ó�tym kwiatem sp�on�� po wzgórzach, a b��dny tuman rozpostar� si� znowu nad wod�,
niebieski w sobie, jakoby oczy niewieScie, gdzieS k�dyS widziane w s�odk� m�odoSci godzin�
- Wyszka nie móg� ju� w izbach dosiedzie�. Tutaj o kiju pod lipy wybiera� si� z rana i a�
o póxnym a zimnym jeszcze zachodzie wraca� pod strzech�. Patrza� w swoje jezioro.
Rozlewa�o si� w brzegach niedosi�g�ych oczyma. Gin�o w puszczy swej, w rodzonym lesie.
Drugich, tamtobrze�nych, w g��b zatok� uchodz�cych oddale� xrenica nie mog�a ju� uj��.
Zlewa�y si� w jedno zmamienie oka z lasami, co zst�powa�y z wy�sza - ��czy�y si� w ca�oS�
senn�, ni to noce, ni to dnie, sen i czuwanie wtulone w przesz�oS� �ywota dalek� i zapomnia-
�a. Chmury nad wod� jeziora przep�ywa�y ciemne a bia�e i mkn�y podniebne ptaki ze stron
dalekich. Lecia�y t�dy z ko�ca Swiata, z po�udnia na pó�noc, w drugi koniec Swiata. A zda�o
si� nie raz i nie dwa, �e ptak staje w locie i na skrzyd�ach nieruchomych si� wa�y - �e ob�ok
staje w w�drówce swej bez pocz�tku i ko�ca, a jeden i drugi napatrze� si� nie mo�e tego cudu
ziemskiego. Albowiem na okr�gu ziemi takiego cudu nie widzia�. Niekiedy po wierzchu uci-
ch�ej wody mkn�o w oczach coSci, jakoby �ab�dzich piór puch najdelikatniejszy albo sama
jeno barwa sinego ob�oku, upad�e z niebios na wody zastyg�e w bezruchu. A ta che�b lotna
i �wawa, tamtego dosi�gaj�c wybrze�a, rozpryskiwa�a si� w Swietlist� strza��, d�ug� jak po-
�a� lasowa.
Nie przerywa�y ciszy nieskalanej te ruchy wody. Nowy podmuch wiatru, �agodny i dobrotli-
wy, nadlata� od wschodu s�o�ca, od strony morza, nowym sposobem poruszy� wody uSpione
i now� nadawa� im posta�.
Czasami z tamtej strony, z werzchuce�skiej puszczy, z lasów nadolskich, g��bokich i nie-
przebytych wybiega� jakowyS donoSny krzyk, Swiadectwo walki, zgrozy, rozpaczy, kona-
nia, Smierci - a jego echo wpada�o w obszar jeziora ni to w obj�cia koj�ce, uciszaj�ce jako
matki �ono. I krzyk boleSci czy Smierci tak zacicha� w ogromiech jeziora, jak wszystko za-
cicha w wiecznoSci.
Ile� to bólów, ile� strachów ponocnych, ile walk, ile kl�sk, ile nieszcz�S� sam Wyszka nad t�
oto wod� pokona�!
Wszystko przesz�o. Ucich�o w wiecznoSci.
80
Znik�o. Usta�o.
Tu straci� �on�, matk� siedmiu córek.
Z dzieci tych jedne wydar�y dziwne choroby, wrogowie najbardziej straszni, mSciwi i nieprze-
b�agani tej ziemi - inne pobrali w odleg�e strony m�owie. Z ma�ych dziewcz�tek, cudnych
jak kwiaty na ��ce piaSnickiej, powyrasta�y rozty�o i wrzaskliwe kobiety, matki i babki. Nie
by�o przy nim ani jednej. Tylko wnuczka imieniem Tekla, po najm�odszej córce zmar�ej przed
laty, chowa�a si� we dworzyszczu. Tak rok Niemcy w Gda�sku zar�bali mu brata, który w tym
dworze, wspólnym po ojcach dziedzictwie, ora� i sia�, ��� i m�óci�, rozkazywa� czeladzi, pra-
cowa� i gospodarzy�, gdy Wyszk� staroS� przygarbi�a do ziemi. Po bracie tym zosta� jeno syn
jedynak, m�okos lat dwudziestu paru, który z owej rzezi gda�skiej po stracie ojca cudem
uszed� i lasami do dom wróci�. Z nim razem przybieg� towarzysz jednolatek, Poloch gda�ski,
któremu Krze�oce równie� na placu Dominika ca�� wymordowali rodzin�, ojca i matk�, bra-
ci i siostry. Ten Pioch, a po prawdzie Pioter, nazwiskiem Pruszak, przysta�, a nawet przyrós� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl